Filtr
  • GSB

  • IX zwykłe posiedzenie Zarządu Głównego PTT

    W dniu 16.10.2021 r. w Krakowie odbyło się IX zwykłe posiedzenie Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Członkowie Zarządu wraz z prezes Jolą Augustyńską spotkali się w siedzibie na ul. Traugutta 4. Zbigniew Jaskiernia przyłączył się do posiedzenia online. Prezes rozpoczęła spotkanie krótkim powitaniem zebranych oraz odczytała porządek obrad. Kolejno Paweł Myślik zrelacjonował udział w pogrzebie Członka Honorowego PTT kol. Józefa Nyki, który odbył się w Warszawie. Do wspomnień dołączyła Basia Morawska-Nowak oraz Józef Haduch. Oboje znali osobiście zmarłego, stąd przytoczone anegdoty jeszcze lepiej przybliżyły zebranym sylwetkę tej wybitnej postaci. Basia zaznaczyła, że podczas wspinaczek górskich, towarzyszyła jej żona Nyki, co umocniło między nimi wyjątkową przyjaźń. Sama także wzięła udział w pogrzebie. Józef Haduch w chwili zadumy uznał, iż Nyka miał być na zawsze i taki też pozostanie dla tych, co go znali oraz w swoich licznych publikacjach. Następnie członkowie ZG PTT pochylili się nad tematem zbierania składek członkowskich, którym to wpierw zajęli się członkowie Komisji Statutowej, czyli Nikodem Frodyma i Zbigniew Jaskiernia. Obaj doskonale przygotowali propozycje zmian i dzięki ich pracy, wiele aspektów zostanie dopracowanych. Tomek Kwiatkowski poruszył ważną kwestie związaną z utożsamieniem się członka z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim.

  • Zebranie Zarządu Oddziału PTT w Tarnowie

    Dnia 17.10.2018 r. odbyło się spotkanie Zarządu Oddziału w Tarnowie. Poświęcono uwagę sprawom bieżącym, takim jak: zorganizowanie szkolenia o bezpieczeństwie w górach zimą, sprawy szkolnego Koła PTT, organizacja wycieczek, prowadzenie strony internetowej i portalu Facebook oraz wielu innym. Kolejnym punktem było przedstawienie przeze mnie wniosków z V Konferencji Programowej PTT, w której wzięłam udział w dniach 12-13.10.2018 r. na Mładej Horze. Konferencja oraz zebranie Zarządu Głównego PTT zaowocowała w bogate treści i propozycje, które należało przedyskutować w rodzimym Oddziale. Cieszy fakt, iż jesteśmy postrzegani jako jednomyślna grupa osób z pasją prowadząca tarnowskie Towarzystwo dbając o przyszłość i nie zapominając o pięknej historii. Takie i wiele innych opinii mogłam usłyszeć podczas spotkania u Bacy, którego serdecznie żegnam i dziękuję mu za serce poświęcone dla PTT. Od legendarnego Bacy mogłam wiele się nauczyć oraz - czego nic nie zapowiadało - być w ostatnich dniach jego życia i móc obserwować jakim był wspaniałym człowiekiem. Historia jego życia znajduje się w Pamiętniku PTT (opisał ją prezes Oddziału Bielsko-Biała Szymon Baron).

    Dziękuję za spotkanie Członkom Zarządu naszego Oddziału w Tarnowie.

    Kinga Buras

     

  • Zebranie Zarządu Głównego oraz V Konferencja Programowa PTT

    W dniach 12-13.10.2018 roku odbyła się V Konferencja Programowa PTT oraz posiedzenie Zarządu Głównego na Mładej Horze u znanego nam wszystkim Bacy, legendy oraz dobrego ducha Towarzystwa. Konferencja została podzielona na sześć paneli tematycznych, związanych z działalnością Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. W dyskusji skoncentrowano się na ważnych dla przyszłości naszej organizacji zadaniach oraz innowacyjnych rozwiązaniach w turystyce. Ważnym podmiotem w dyskusji były sprawy Członków PTT, Szkolnych Kół oraz Sympatyków, którzy uczestniczą w organizowanych przez nas wycieczkach oraz prelekcjach. Kolejnym ważnym elementem są Pamiętniki, które cieszą się popularnością, stanowiąc zapis historii Towarzystwa. W przyszłości przewidziane są Dni Gór. Niewątpliwie cieszyć się będą popularnością i już zapraszam Członków rodzimego Oddziału do wzięcia udziału w tym wydarzeniu. Po zakończeniu oficjalnej części programu, Baca przygotował wspaniałą ucztę kulinarną, podczas której do godzin rannych były prowadzone rozmowy o tematyce bliskiej nam wszystkim. Wspomnieniom nie było końca. Szczegóły Konferencji PTT będą mogli poznać zainteresowani Członkowie naszego Towarzystwa. Dziękuję za możliwość uczestniczenia w ważnym dla Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego historycznym wydarzeniu.

    Kinga Buras

  • 17-18.10.2015 - Jesień na Połoninach

    „Bieszczady we mgle”
    Czwarta nad ranem…sen już nie przyszedł, za to przyjechał pan Janusz swoim busem, który zabrał nas w podróż w Bieszczady. Liczna grupa członków naszego Towarzystwa jak również sympatyków w dobrych humorach wyruszyła w kolejną wyprawę górską, której celem była Wetlina. Temperatura oraz mgły otaczające góry, nie wróżyły łatwej wędrówki, zaprawieni jednak w różnych warunkach w górach, wyruszyliśmy na szlak. Pomimo niesprzyjającej pogody oraz mgieł, które zakrywały szczyty, turyści licznie przybyli z różnych zakątków Polski. Mijaliśmy liczne grupy oraz samotnych wędrowców, którzy z zaciekawieniem spoglądali na nasze czerwone polary, a przewodnicy grup pozdrawiali nas, życząc dobrej wędrówki. Pierwszym przystankiem była Chatka Puchatka, w której osłoniliśmy się przed wiatrem oraz deszczem. Po dłuższym odpoczynku i drugim śniadaniu, ubrani w ciepłe kurtki, czapki i rękawiczki wyruszyliśmy na szczyt, do którego dotarliśmy we mgle i brodząc w błocie. Nie inaczej było na szczycie, Smerek spowity był mleczną konsystencją, a panorama była tylko kwestią dobrej wyobraźni. Podczas wędrówki spotkaliśmy naszych przyjaciół z PTT w Ostrowcu Świętokrzyskim, którzy schodzili już ze szczytu i oddaliśmy się wspomnieniom z ostatnich wyborów do Zarządu, gdzie byłam gościem i do dziś wspominam tak miłe przyjecie mnie oraz Jurka Zielińskiego z ramienia Zarządu Głównego.  Janusz z Arturem oraz kilkoma osobami, postanowili kontynuować wędrówkę do Bacówki Jaworzec, a pozostali z Przełęczy Orłowicza wyruszyli w wędrówkę powrotną do Wetliny. Dołączywszy do grupy, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie, z wcześniej poznanymi wędrowcami z Lublina, którzy towarzyszyli już nam do samej Wetliny. Serdecznie pozdrawiamy naszych nowo poznanych kolegów, którzy zapowiedzieli wizyty na naszej stronie Oddziału.


    autor: Iwona Leśniowska-Sułek

  • Wieże na Eliaszówce i na Słowacji, czyli sobota w Beskidzie Sądeckim...

    Gdyby sporządzić statystykę odwiedzanych przez nas pasm górskich to niewątpliwie Beskid Sądecki zajmował by w niej poczesne miejsce. Przyczyny są dwie. Pierwsza to bliskość geograficzna Beskidu Sądeckiego - z Tarnowa dojazd tam zajmuje niewiele ponad godzinę. Natomiast druga przyczyna to niewątpliwy urok tych gór. Od ponad wieku badane i zagospodarowywane są celem wycieczek mieszkańców Małopolski i innych regionów kraju. Gęsta sieć szlaków i kilka schronisk, w połączeniu z dogodnym dojazdem powodują, iż nawet niewprawni turyści mogą cieszyć się tymi górami. Ostatnimi zaś czasy w polskiej części Karpat można obserwować nowe zjawisko - prawdziwy wysyp wież widokowych. W Beskidzie Sądeckim, obok powstałej kilka lat temu wieży na Radziejowej, powstała kolejna, tym razem na granicznej Eliaszówce. Można mieć zastrzeżenia do tego rodzaju „upiększania” beskidzkich wzniesień, ale ich plusem jest podniesienie walorów widokowych zalesionych na ogół szczytów.
    Zatem gdy tylko dowiedzieliśmy się o finalizacji inwestycji na Eliaszówce, wycieczka na ten szczyt stała się priorytetem. Wielu z nas było wprawdzie już wcześniej na nim, ale nowa wieża nadawała wędrówce dodatkowy smaczek. Jak się przekonaliśmy, nie jedyny. Po minięciu Bacówki na Obidzy weszliśmy na szlak graniczny i wtedy okazało się, iż ta rzadziej odwiedzana część Beskidu Sądeckiego jest we wrześniową sobotę dość zatłoczona.


    12.09.2015 - Wycieczka na Eliaszówkę w Beskidzie Sądeckim - (fot. Artur Marć)

  • Wycieczka na Minčol w Górach Czerchowskich

    O szóstej nad ranem w niedzielny poranek wyruszyliśmy w góry Czerchowskie. Do naszej czwórki, która postanowiła wybrać się w zaproponowaną przez Andrzeja trasę, dołączyła Agnieszka nowa koleżanka, która niedawno ukończyła kurs przewodnicki i podczas podróży samochodem raczyła nas opowieściami z egzaminu oraz miejsc, do których warto się udać. W związku z tak wczesną porą, ruch na drodze był znikomy, dlatego bezpiecznie i wcześnie dotarliśmy do słowackiego miasteczka Kamenicy. W kościele odbywała się Msza święta, a na parkingu nie było miejsca, by pozostawić samochód. Nie dlatego, że było tyle pojazdów co miejsc parkingowych, tylko każdy był niedbale zaparkowany zajmując dwa lub trzy miejsca. Mistrzowskie umiejętności Andrzeja, pozwoliły na wciśnięcie jego samochodu w wąską szczelinę między innymi pojazdami. Rozpoczynał się dzień, a z nim wstawało słońce, które mocno przyświecało nad naszymi głowami. Asfaltową trasą, ulubioną drogą Staszka wyruszyliśmy do celu naszej podróży. Po przekroczeniu granicy lasu, dołączyły do nas wszelkie owady latające i gryzące. Długo zmagaliśmy się z nowym towarzystwem oddając prowadzenie co chwilę komuś innemu, bo to na tej osobie skupiały się głównie owady. Szlak prowadził łagodnymi podejściami, częściowo lasem i polanami.


    16.08.2015 - Wycieczka na Minčol w Górach Czerchowskich - (fot. Andrzej Piątek)

  • 12.09.2015 Wycieczka na Eliaszówkę w Beskidzie Sądeckim

    Wieże na Eliaszówce i na Słowacji, czyli sobota w Beskidzie Sądeckim...

    Gdyby sporządzić statystykę odwiedzanych przez nas pasm górskich to niewątpliwie Beskid Sądecki zajmował by w niej poczesne miejsce. Przyczyny są dwie. Pierwsza to bliskość geograficzna Beskidu Sądeckiego - z Tarnowa dojazd tam zajmuje niewiele ponad godzinę. Natomiast druga przyczyna to niewątpliwy urok tych gór. Od ponad wieku badane i zagospodarowywane są celem wycieczek mieszkańców Małopolski i innych regionów kraju. Gęsta sieć szlaków i kilka schronisk, w połączeniu z dogodnym dojazdem powodują, iż nawet niewprawni turyści mogą cieszyć się tymi górami. Ostatnimi zaś czasy w polskiej części Karpat można obserwować nowe zjawisko - prawdziwy wysyp wież widokowych. W Beskidzie Sądeckim, obok powstałej kilka lat temu wieży na Radziejowej, powstała kolejna, tym razem na granicznej Eliaszówce. Można mieć zastrzeżenia do tego rodzaju „upiększania” beskidzkich wzniesień, ale ich plusem jest podniesienie walorów widokowych zalesionych na ogół szczytów.
    Zatem gdy tylko dowiedzieliśmy się o finalizacji inwestycji na Eliaszówce, wycieczka na ten szczyt stała się priorytetem. Wielu z nas było wprawdzie już wcześniej na nim, ale nowa wieża nadawała wędrówce dodatkowy smaczek. Jak się przekonaliśmy, nie jedyny. Po minięciu Bacówki na Obidzy weszliśmy na szlak graniczny i wtedy okazało się, iż ta rzadziej odwiedzana część Beskidu Sądeckiego jest we wrześniową sobotę dość zatłoczona.


    12.09.2015 - Wycieczka na Eliaszówkę w Beskidzie Sądeckim- (fot. Artur Marć)

    A to wszystko za sprawą odbywającego się właśnie Biegu 7 Dolin. Raz po raz przed Eliaszówką mijają nas mocno już zmęczeni biegacze. Przyznać trzeba, że 100 kilometrowy bieg po górach to spore wyzwanie. Wyprzedzający nas mają już w nogach około 60 kilometrów. Ten słuszny dystans widać już na ich twarzach. Pod wieżą na Eliaszówce jeden z nich prosi o pomoc przy wyciągnięciu napoju z plecaka. Po nawodnieniu biegacz rusza dalej. Życzymy mu powodzenia, ale też gdy zniknął za drzewami szlaku granicznego wyrażamy obawy, czy ten dystans go nie przerośnie...
    Tego pewnie nigdy się nie dowiemy. Za to z całą pewnością możemy po wyjściu na wieżę stwierdzić po raz kolejny, iż Beskid Sądecki to góry nie tylko bliskie, ale także malownicze. Wprawdzie najwyższa w Beskidzie Sądeckim Radziejowa skrywa swój wierzchołek w chmurach, ale pozostałe dobrze nam znane wzniesienia i urokliwe polany zdają się być na wyciągnięcie ręki. Na horyzoncie mamy Pasmo Jaworzyny Krynickiej, także wielokrotnie przez nas zadreptane. Rozpoznajemy kultową Niemcową i wznoszący się tuż obok niej Wielki Rogacz. Rok temu przemierzaliśmy niebiesko znakowany szlak z Tarnowa na Wielki Rogacz właśnie. Uczestnicy wszystkich etapów tego sztandarowego w obchodach roku 90-lecia PTT w Tarnowie przedsięwzięcia mogą pochwalić się pamiątkową odznaką. Krąg zdobywców tej odznaki stale się powiększa. Ostatnio dołączyła do niego Teresa Jankowska. Nie może być zatem lepszego miejsca do wręczenia odznaki Teresie niż miejsce z którego Wielki Rogacz widać jak na dłoni.


    12.09.2015 - Wycieczka na Eliaszówkę w Beskidzie Sądeckim- (fot. Artur Marć)

    Honory czyni Janusz, pomysłodawca odznaki. Gratulujemy Teresie. Po krótkim odpoczynku zmieniamy kierunek marszu. Wkraczamy na Słowację, przecinając szlak pątniczy do miejsca objawień na polanie Zvir. Maszerujemy zrazu lasem, by po kilku kilometrach wyjść na rozległe łąki pomiędzy Litmanovą, a Kremną. Łatwo dostrzec różnicę pomiędzy naszym Beskidem Sądeckim, a Górami Lubowelskimi, gdzie się właśnie znaleźliśmy. Tutejsze łąki są wciąż wykorzystywane w wypasie. Nie zarastają tak jak u nas w Beskidzie Sądeckim czy w Beskidzie Niskim.
    Tuż przed rysującymi się po prawej Diablimi Skałami skręcamy w lewo. Nie ma jednak powodu obawiać się piekielnych mocy. Wszak jesteśmy przecież „w zasięgu” Sanktuarium Matki Boskiej Litmanowskiej. To szlak wymusza na nas zmianę kierunku. Nasza dzisiejsza trasa przypomina elipsę, a my właśnie zaczynamy zmieniać kurs i z powrotem kierujemy się ku polskiej granicy.
    Szosa wiodąca z Piwnicznej do Starej Lubowli, którą przekraczamy w rejonie Przełęczy Vabec jest półmetkiem naszej dzisiejszej wędrówki. Za przełęczą zaczynamy łagodne podejście na Ośli Wierch. Wbrew nazwie jednak, zamiast tych sympatycznych zwierząt cieszących się sławą niezbyt mądrych, spotykamy puszczone samopas stado krów. Te z kolei nie mają ochoty na bliższą znajomość z nami i czmychają w krzaki. Gonić ich nie zamierzamy, bo też naszym oczom ukazuje się coś znacznie ciekawszego.


    12.09.2015 - Wycieczka na Eliaszówkę w Beskidzie Sądeckim- (fot. Artur Marć)

    To Radziejowa, niewątpliwa Królowa Beskidu Sądeckiego, z rzadko przez nas oglądanej południowo-wschodniej strony. Pogoda, która na Eliaszówce pozostawiała sporo do życzenia zaczyna nas rozpieszczać. Jest słońce, jest błękit, są góry, więc jest także radość. Zwłaszcza gdy niedostatek wysokości n.p.m. można nieco nadrobić wspinając sie na siano uformowane w sporej wielkości kostki. Wszak z góry świat zawsze prezentuje się lepiej...
    Nasza dalsza wędrówka w stronę granicznego Popradu wiedzie przez piękną buczynę karpacką. I znów mijamy wieże. Nie są to jednak wieże widokowe, lecz niezbyt wysokie i niezbyt solidne wieże myśliwskie. Sądząc po ich ilości myślistwo jest narodowym sportem na Słowacji. My preferujemy raczej bezkrwawe łowy, zaś do zwierząt celujemy jedynie lufami naszych lustrzanek. Trawersując wierzchołek o nazwie Nad Skalnou „ocieramy się” o deszcz. Opady są niezbyt obfite, to raczej lekka mżawka, ale dzięki niej schodząc ku Popradowi możemy nacieszyć się jeszcze tęczą. I nie chodzi tu wcale o klub sportowy, którego prezesem był niejaki Ryszard Ochódzki, ale jak najbardziej o prawdziwe i kolorowe zjawisko atmosferyczne. Zjawisko, którego nie można podpalić, ani zdemontować.
    Na nowo wybudowanym, choć jeszcze nie otwartym moście na Popradzie w Piwnicznej przystajemy do zbiorowej fotki. Obliczamy o ile skróci się nam dojazd w Tatry i w inne pasma górskie na Słowacji. Po raz kolejny uśmiechamy się szeroko. Czyż może być lepsze zakończenie wyjazdu w góry, niż myśl o kolejnych wyjazdach?

    Artur Marć


    12.09.2015 - Wycieczka na Eliaszówkę w Beskidzie Sądeckim- (fot. Artur Marć)

  • 15.10.2014 Prelekcja "W paszczy azorskich wulkanów"

    Na zielonych Azorach czyli w pogoni za... wielorybem.

    Po raz kolejny naszym gościem w ramach comiesięcznych prelekcji poświęconych ciekawym miejscom i tematom była Basia Kasperek. Nasza sympatyczna oddziałowa koleżanka postanowiła tym razem podzielić się z licznie przybyłymi słuchaczami swoimi wspomnieniami i wrażeniami z wyprawy na Azory, odbytej na przełomie maja i czerwca bieżącego roku. Dzięki temu na prawie półtorej godziny mogliśmy się przenieść ze złotojesiennego Tarnowa na jedno z… „najbardziej zielonych miejsc na świecie”. Taki tytuł uzyskały bowiem niedawno te należące do Portugalii i leżące na Atlantyku wulkaniczne wyspy, wygrywając międzynarodowy konkurs organizowany przez EUCC.
    Basia wraz z dwójką znajomych dotarła na Azory samolotem, lecąc najpierw z Warszawy do Lizbony, a następnie do leżącego na wyspie Faial miasta Horta. W ciągu dwóch dni pobytu na Faial uczestnicy wyprawy przeszli wzdłuż całą wyspę zdobywając równocześnie jej najwyższe wzniesienie - Cobeco Gordo (Głowa Cukru) wznoszące się 1043 m ponad poziom oceanu. Na kolejną wyspę - Pico (Szczyt), cała trójka dotarła promem. W trakcie rejsu Basia uważnie wpatrywała się w oceaniczną toń. Wody wokół Pico uważane są bowiem za jedno z najlepszych miejsc do obserwacji waleni na całym Atlantyku. Sama wyspa była do lat 80-tych XX wieku ważnym ośrodkiem wielorybnictwa. Obecnie liczne firmy specjalizują się w rejsach, w czasie których turyści polują na największe na Ziemi ssaki jedynie za pomocą aparatów fotograficznych.


    15.10.2014 - Prelekcja Barbary Kasperek - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Niestety wysiłki naszej koleżanki spełzły póki co na niczym i na karcie pamięci swojego aparatu utrwaliła jedynie oceaniczne krajobrazy.
    Nazwa wyspy Pico nie jest przypadkowa. Stanowi ona bowiem wynurzoną część wygasłego wulkanu. Jego wierzchołek (o tej samej nazwie co wyspa) jest zarazem najwyższym szczytem (2351 m n.p.m.) Portugalii. Nikt ze słuchających nie miał wątpliwości, że i ta góra (w przeciwieństwie do wielorybów) stanie się łupem Basi. Po chwili okazało się, że nasza pewność była całkowicie uzasadniona. Kolejne zdjęcia spowodowały jednak narastające u wielu słuchaczy uczucie zazdrości. Nocleg w namiocie rozbitym w wulkanicznym kraterze nie zdarza się bowiem codziennie. Frustrację pogłębiły dodatkowo fantastyczne widoki rozciągające się z wierzchołka. Wśród nich znane wszystkim zjawisko „morza mgieł” . Atlantyckie chmury niczym gęsta bita śmietana oddzielały strefę szczytu od niebieskiej toni Atlantyku. Po zejściu na niziny wyruszamy na zwiedzanie wyspy. Na uwagę zasługują tutaj przede wszystkim wpisane na listę UNESCO lokalne winnice ogrodzone murkami z kamieni wulkanicznych. Parę chwil później przenosimy się z naszą koleżanką na wyspę Sao Jorge. Kolejny prom i nadzieja na udane „polowanie”. Niestety znowu bez efektów. Smutek Basi łagodzi trochę fakt, że schodząc na ląd, trafiła tym samym do krainy płynącej mlekiem. Wyspa San Jorge przypomina bowiem do złudzenia wielkie zielone pastwisko z licznymi mniejszymi i większymi stadami krów. W związku z tym głównym zajęciem miejscowej ludności oprócz rybołówstwa jest mleczarstwo.


    15.10.2014 - Prelekcja Barbary Kasperek - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Wyspa słynie z serów. Zarówno tych świeżych, jak i dojrzewających. Produkowane są one w różnej wielkości mleczarniach. Z całą pewnością nie wszystkie zakłady przetwórstwa mleczarskiego na San Jorge można dojrzeć z Pico de Esperanca - najwyższego miejsca wyspy. Co wcale nie oznacza, że nie należy go zdobyć. Zwłaszcza kiedy jest się członkiem PTT. Z tego samego założenia wyszła Basia i wspięła się na liczący 1053 m. n.p.m. wierzchołek. Kolejny raz oddziałowa flaga powiewała więc nad azorską wyspą i Atlantykiem.
    Ostatnią szansą na spotkanie z waleniami był rejs na San Miguel - największą ( z dziewięciu) wyspę archipelagu. Tym razem los okazał się trochę łaskawszy. Co prawda żaden płetwal, kaszalot czy orka nie wyłoniły się z atlantyckiej głębi, ale za to delfinów było pod dostatkiem. Ponieważ jednak te sympatyczne morskie ssaki zaliczane są do rzędu waleni, pogoń za wielorybem zakończona została sukcesem. Następne dni azorskiej eskapady upłynęły tarnowskim podróżnikom na oglądaniu atrakcji wyspy Sao Miguel. Na ekranie ujrzeliśmy najpierw zdjęcia z miasteczka położonego w „paszczy” krateru (stąd zaproponowany przez Basię tytuł prezentacji) drzemiącego wulkanu. Mieszkańcy żyjąc na „tykającej bombie” muszą być ludźmi o stalowych nerwach. Z drugiej jednak strony, widoki które oferuje im natura rekompensują w dużej części strach. Kolejne zdjęcia i nad naszą oddziałową salą zaczyna unosić się zapach siarki. Całe szczęście, że jesteśmy w klasztorze, otoczeni opieką przez św. Filipa Neri. Dzięki niebiańskim mocom bez problemów oglądamy fotografie rejonu położonego wśród siarkowodorowych wulkanicznych dziur w ziemi.


    15.10.2014 - Prelekcja Barbary Kasperek - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Nad nimi kłęby dymu. Sceneria iście piekielna. Nie przeszkadza to tubylcom wykorzystywać naturalne otwory jako… kuchenki do gotowania posiłków. Wkładają w nie garnki i zalepiają całość gliną. Z bram piekieł czas ruszyć bliżej nieba. Tym razem wejście na najwyższy punkt wyspy zostaje zamienione na trasę wokół jezior Sete Cidades. Powstały w dwóch ogromnych wulkanicznych kraterach. Przejawów działalności wulkanicznej jest tutaj zresztą dużo więcej. Do najważniejszych należą gejzery i gorące źródła. Wyspa słynie też z jedynych w Europie plantacji herbaty. Aby dokładnie obejrzeć wszystkie atrakcje Sao Miguel należałoby spędzić tutaj przynajmniej tydzień. A urlop jest przecież taki krótki. Wyprawa dobiega końca. Jeszcze tylko dzień wśród magicznych uliczek Lizbony i czas na lądowanie w Warszawie i powrót do codziennej rzeczywistości. Prezentację kończy projekcja kilku krótkich filmików nakręconych przez Basię w czasie wyjazdu. Czy to już wszystko? Okazuje się, że nie! Jest jeszcze niespodzianka. Uczestnicy mogą poczuć organoleptycznie smak azorskich wysp. Basia przygotowała bolos lêvedos – pyszne okrągłe drożdżowe bułeczki smażone na patelni. Pochodzą z Sao Miguel i są miejscowym przysmakiem. Tubylcy smarują je najczęściej masłem lub dżemem, albo polewają miodem. My degustujemy je smarując dżemem z moreli. Dzięki temu w głowach niektórych osób kiełkować zaczyna już chyba powoli marzenie o Azorach. A marzenia…

    Janusz Foszcz


    15.10.2014 - Prelekcja Barbary Kasperek - (fot. Przemysław Klesiewicz)

  • 11.10.2014 "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap VI

    Mimo mgieł Pieniny zachwycają...

    Pełna mobilizacja. Kolejny VI już etap czas zacząć. Jest hasło: wyjazd spod Tarnovii 6:30. Wszyscy zdyscyplinowani jak zawsze w pełnej gotowości czekają na miejscach. Nasz Driver zbiera nas szybciutko w wyznaczonych lokalizacjach Tarnowa, by po chwili śmigać już w kierunku południowym. Po drodze w Roztoce zabieramy Bogusia i Halinkę i mkniemy dalej. Szybciutki, tradycyjny postój na kawkę i toaletę w Łącku. Tu miłe zaskoczenie, bo dołącza do Nas sam pan prezes Oddziału wraz z małżonką. Kilka minut po ósmej meldujemy się na Przełęczy Snozka, gdzie zakończyliśmy poprzedni etap. Krajobraz spowity mgłami, nawet Organów Hasiora nie widać. Ale i tak jest bajecznie i sielankowo, zachwycamy się spotkanym w tej scenerii stadem owiec. Podążamy w kierunku Czorsztyna. To zachodni kraniec Pienin Właściwych. Mijamy Pawilon wejściowy PPN (mniej wtajemniczonym warto wspomnieć, że Pieniński Park Narodowy został utworzony w 1923 r., zajmuje powierzchnię 23,46 km2, długość szlaków turystycznych pieszych 34,7 km, zalicza się do nich również stanowiący atrakcję na skalę europejską spływ tratwami przełomem Dunajca.


    11.10.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap VI - (fot. Adam Tucki)

    Ma najwyższy wśród wszystkich polskich Parków Narodowych wskaźnik nasilenia ruchu turystycznego w przeliczeniu na 1 ha powierzchni). No to maszerujemy… Mimo, że mgły opasają pole widzenia, to my wytrawni ludzie gór, oczyma wyobraźni chłoniemy piękne widoki zamku Czorsztyn jak i sztucznego jeziora, spiętrzonego zaporą. Część z nas jest jednak, zmęczona, niewyspana, niepobudzona... Tym, którym jeszcze wyobraźnia nie była w stanie rozwinąć pełnych obrotów, Janusz stara się pomóc - opisując „ukryte” panoramki. Mijamy bacówkę na Polanie Majerz. Nawet tym, co przed chwilą spali, nie wiedzieć czemu wyobraźnia się otwiera: widzimy rozległy widok Lubania z kopułą Wdżaru - to pierwszy plan… Mimo, że przed nami tylko mgła to wyobraźnia dalej się nakręca - nie tylko pierwszy plan się liczy - widać też Podhale, Tatry, Zalew Czorsztyński, Spisz i Zachodnią część Pienin... Znów podziwiamy owce, które torują nam drogą, no i prześliczne pilnujące je owczarki podhalańskie. Kilka fotek owieczek i już przekraczamy asfalt na Przełęczy Osice. Wszyscy już rozruszani, rozciągnięci, grupie przoduje Halinka - podobno niedysponowana. Pierwszy cel do zdobycia to Trzy Korony. Więc śmigamy…


    11.10.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap VI - (fot. Adam Tucki)

    Szybciutko i po kolei: Przełęcz Sańba, Kozia Góra, Macelak, Przełęcz Trzy Kopce, Łączana, Czoło, Przełęcz Szopka i docieramy... jeszcze opłata za wstęp, metalowe schodki i rozkoszujemy się widokami, pstrykamy fotki (najmłodsze uczestniczki robią selfie na facebooka). Chwila postoju na pokrzepienie ciała, wciągamy kanapki i paprykę Bogusia. Cień jednak dokucza, schodzimy więc nieco niżej do Polany Kosarzyska. Tu (zwłaszcza spragnione słońca „Nasze” niewiasty) wzbogacamy się witaminą D. Słoneczko nas rozleniwiło, leżelibyśmy tak długo, długo... Aż tu nagle Asia wywołała alarm! Adaś nas nie zauważył, poszedł dalej, jest bez kanapek… Powiało grozą, a ponieważ jesteśmy ludźmi odpowiedzialnymi nie możemy narazić kolegi Adama na głodową śmierć. Ruszamy zatem dalej. (Adama oczywiście znajdujemy - nie umrze z głodu - zazdrościć mu tylko takiej Asi). Podążamy w kierunku Góry Zamkowej, kilka fotek ruin Zamku Pienińskiego, chwila przy św. Kindze, no i dalej, bo jak to wszyscy mówią: Foszcz musi robić km-y (dobrze, że chociaż tym razem dla tych km-ów nie dał nas rady nigdzie zgubić). Zatem biegniemy dalej - kierunek: Bańków Gronik, Białe Skały, Ociemny Wierch, Czerteż, Czertezik, Przełęcz Sosnów… i wreszcie jest… Sokolica.


    11.10.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap VI - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Teraz zdjęcia najbardziej znanej sosny w Polsce, zdjęcia z „flażką” oddziałową, no i zasłużony relaks, połączony z konsumpcją tych wszystkich dobrodziejstw natury, które tu wynieśliśmy. W tym miejscu grzechem byłoby nie wspomnieć o Sokolej Perci. Zatem kilka słów dla tych, co jeszcze nie wiedzieli: Sokola Perć - znakowany na niebiesko szlak, jest fragmentem Głównego Szlaku Pienińskiego. Sokola Perć wiedzie skalistym grzbietem Pieninek z Sokolicy na Bańków Groń, gdzie łączy się z żółtym szlakiem prowadzącym z Krościenka do Sromowiec Niżnych. Niektóre źródła do Sokolej Perci zaliczają odcinek Szczawnica - Sokolica. Sokolą Perć utworzył w 1926 r. ks. Walenty Gadowski.
    Rozkoszujemy się słońcem, widokami, miłym towarzystwem… niestety wszystko co dobre, powoli tak jakoś szybko się kończy... Pomalutku musimy schodzić. Jeszcze tylko „flisacka” przeprawa przez Dunajec i jesteśmy w Szczawnicy. Tu warto tylko zaznaczyć, że ten kurort konkuruje z najsłynniejszą w Beskidach Krynicą, a właściwości szczawnickich źródeł znane już były od XVI w. W kurorcie tym prędko uzupełniamy utracone uprzednio płyny, niektórzy zaś delektują się pstrągiem. Tu dobiegł koniec VI etapu. Wszyscy zadowoleni i szczęśliwi i mało kto zmęczony. Mimo, że przed nami ciężki tydzień pracy, wszystkim w głowie kolejny etap. Tak trzeba trzymać. Do zobaczenia na następnym, VII Etapie…

    Przemysław Klesiewicz


    11.10.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap VI - (fot. Przemysław Klesiewicz)

  • "Co słychać?" - Nr 9 (285) / 2014

    Wrześniowy, nieco spóźniony numer "Co słychać" o objętości 12 stron otwiera artykuł Wojciecha Szaroty na temat wyprawy w góry Bałkanów, której organizatorem był Oddział PTT "Beskid" z Nowego Sącza.
    Tradycyjnie obszerne są działy poświęcone działalności ZG PTT i Oddziałów. Wśród tych pierwszych znajdziemy dwa teksty Barbary Morawskiej-Nowak poświęcone posiedzeniu Prezydium ZG oraz wizycie delegacji PTT u prezesa Tatrzańskiego Parku Narodowego u niedawno wybranego dyrektora Szymona Ziobrowskiego.
    Działalność Oddziałów dokumentują teksty Wojciecha Krala o jaworzniańskiej wyprawie w Karpaty Rumuńskie, Grażyny Jedlikowskiej o przejściu przez kolegów z O/Ostrowiec Św. całego Małego Szlaku Beskidzkiego oraz Andrzeja Chrobaka o bielskiej wyprawie na Grossvenedigera.
    W numerze znajdziemy także tekst Zbigniewa Jaskierni poświęcony pamięci gen. Mariusza Zaruskiego, relację Remigiusza Lichoty z III Powiatowego Rajdu na Orientację w Chrzanowie oraz apel o ratowanie nadobnicy alpejskiej.
    Numer uzupełnia wywiad z Jerzym Piotrem Krakowskim, prezesem Oddziału PTT "MKG Carpatia" w Mielcu.

    Życzymy przyjemnej lektury! (pobierz -> 0,96 MB)

  • 04.10.2014 IV Posiedzenie ZG PTT na Gubałówce

    IV Posiedzenie ZG PTT IX Kadencji za nami.

    4 października 2014 roku odbyło się IV Posiedzenie Zarządu Głównego PTT IX Kadencji w „Domu na Szlaku” na Gubałówce. Z naszego, tarnowskiego Oddziału PTT w Posiedzeniu udział wzięli Kinga Buras i Jerzy Zieliński. Prezes Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego Józef Haduch wraz z członkami Zarządu zrealizowali uchwalony porządek obrad. Podczas posiedzenia omówione zostały sprawy finansowe. Nikodem Frodyma przedstawił referaty przygotowane przez Skarbnika Towarzystwa Joannę Gąsiorek zawierające rozliczenia finansowe za 2013 i 2014 rok, a Józef Haduch omówił dane dotyczące 1% z OP za 2014 rok. W kolejnym temacie Nina Mikołajczyk zaprezentowała skrót ze swojej działalności w „Natura 2000” oraz kwestie związane z ochroną nietoperzy w Beskidach. Z ochroną przyrody jak również z rozwojem infrastruktury Podhala zmierzył się Prezez Haduch, który szczegółowo opracował temat, przedstawiając naukowe badania i rozwiązania dla tego regionu. Rekompensatą za podjęty trud przez Prezesa jest ogólne zainteresowanie środowisk związanych z tematem. Ważnym dla nas przedsięwzięciem jest wydanie kolejnego już rocznika „Pamiętnika PTT”. Szymon Baron, który nadzoruje prace Komisji Wydawniczej, przedstawił zakres materiałów do 22 tomu, którego motywem przewodnim jest Syberia. Szymon zwrócił szczególną uwagę na zmiany dotyczące prac nad 23 numerem Pamiętnika.


    04.10.2014 - Posiedzenie ZG PTT na Gubałówce - (fot. Jerzy Zieliński)

    Zmiany dotyczyć mają obwodu i treści, na które składają się artykuły naszych członków. Celem dla Towarzystwa na 2015 rok jest zorganizowanie roku Kazimierza Przerwa-Tetmajera, któremu zostanie również poświęcony tom 23 Pamiętnika. Działania Barbary Morawskiej-Nowak, Barbary Rapalskiej, Janusza Machulika i Józefa Haducha przyniosły wiele pozytywnych odpowiedzi ze stron decyzyjnych władz. W przygotowaniu jest wystawa wraz z towarzyszącą jej imprezą na Palcu Szczepańskim w Krakowie od 13 maja 2015 r. Z dumą zaprezentujemy Polsce na sztalugach znak z „Kozicą” należący do Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Również w Zakopanem i Ludźmierzu zostanie przygotowana przez Towarzystwo wystawa wraz z programem obchodów. Obecnie oczekujemy na odpowiedź z Ministerstwa Kultury, by rok 2015 uhonorować tą wybitną postacią. Prezes Józef Haduch po raz kolejny podjął wyzwanie dopracowania szczegółów w kwestii rozmów z instytucjami, które nasz projekt mogłyby wesprzeć. Jedną z nich jest Poczta Polska, która wyda okolicznościowe znaczki. Zadaniem Zarządu jest również odpowiedź na nadesłane listy i zapytania, których mamy coraz więcej. Wszystkim autorom listów z całego świata, dziękujemy za kontakt z nami i zapewniamy o rychłych odpowiedziach. Zapraszamy również na liczne imprezy przygotowane przez poszczególne Oddziały. Przyszłoroczne Ogólnopolskie Spotkanie Oddziałów zorganizują wspólnie Oddziały z Bielska-Białej i Chrzanowa w dniach 12-13 września 2015 r., natomiast jeszcze w tym roku, 24 października w obchodach 90-lecia Oddziału PTT w Bielsku-Białej udział wezmą członkowie z całej Polski.


    04.10.2014 - Posiedzenie ZG PTT na Gubałówce - (fot. Kinga Buras)

    W planach oprócz oficjalnych uroczystości przewidziana jest wycieczka na górę Żar wraz ze zwiedzaniem tamtejszej elektrowni. Z kolei Remigiusz Lichota zaprosił na 25-lecie reaktywacji Oddziału PTT w Chrzanowie, które odbędzie się w dniu 11 listopada. Chrzanowski Oddział organizuje również konkurs wiedzy o górach dla Szkolnych Kół PTT z całej Polski zaplanowany na 27 listopada, poświęcony w tej edycji Gorcom. Przez Zbigniewa Zawiłę z Oddziału PTT w Sosnowcu zostaliśmy zaproszeni do wzięcia udziału w ich marcowym, jubileuszowym, XXX już „Zimowym Wejściu na Babią Górę”. Z uwagą będziemy również śledzić program wycieczek mieleckiego Oddziału „Carpatia”, gdyż prezes Jerzy Krakowski namawiał nas do wspólnych eskapad, a szczególnie do kolejnej XVI Wielkopiątkowej Drogi Krzyżowej PTT na Mogielicę. Został również uchwalony terminarz kolejnych posiedzeń Zarządu Głównego na kolejny rok. Odbędą się one: 17 stycznia; 15 maja; 12-13 czerwca i 10 października 2015 r. Mamy nadzieję, że dojazd tym razem będzie możliwy dla wszystkich przybyłych, również i dla tych, którzy nie dysponują własnymi środkami transportu. Dziękuję Prezesowi Józefowi Haduchowi, który prezentuje waleczną postawę, człowieka czynu. Dzięki jego zaangażowaniu i ogromie włożonej pracy, Polskie Towarzystwo Tatrzańskie jest organizacją, z którą warto przemierzać górskie i miejskie szlaki…

    Kinga Buras


    04.10.2014 - Posiedzenie ZG PTT na Gubałówce - (fot. Elżbieta Krakowska)

  • Zaproszenie Klubu Górskiego ZET w Tarnowie

    W imieniu Klubu Górskiego ZET w Tarnowie zapraszamy na integracyjne spotkanie tarnowskich środowisk górskich, które odbędzie się w dn. 16-17 listopada b.r.

    Chętnych prosimy o zgłaszanie najpóźniej do dn. 10.11.2013 (konieczność rezerwacji noclegów w schronisku w Dolinie Roztoki).

    Zgłoszenia przyjmują: Janusz Foszcz, Artur Marć, Marek Trojan.

     



  • "Co słychać?" - Nr 10 (274) / 2013

    Październikowy numer "Co słychać?" po raz kolejny przynosi dużo informacji z życia naszego Towarzystwa. Już na pierwszej stronie Szymon Baron relacjonuje XXVIII Ogólnopolskie Spotkanie PTT w Żegiestowie-Zdroju. Wśród wieści z życia ZG PTT możemy znaleźć informację o ostatnim posiedzeniu Zarządu Głównego, konferencjach poświęconych ochronie przyrody oraz wydaniu przez wydawnictwo Stapis szóstego tomu Wielkiej Encyklopedii Gór i Alpinizmu, w której znajdziemy m.in. biogramy działaczy odrodzonego PTT.
    Wśród nowości książkowych informujemy także o kolejnej książce Bartka Sali pt. "Legendy zamków karpackich" oraz zapowiedzi książki Antoniny Sebesty poświęconej etyce i ethosie "ludzi gór" oraz 21. tomu "Pamiętnika PTT" z zachętą dokonania przedpłaty.
    Z numeru dowiemy się też o wyróżnieniach przyznanych członkom PTT oraz Oddziałom PTT w Bielsku-Białej i Nowym Sączu z okazji obchodów Światowego Dnia Turystyki, a także wyróżnieniu kolegi z Oddziału w Tarnowie tytułem "Nauczyciel Roku 2013". Znajdziemy też informację o nowych władzach O/Ostrzeszów, udziale O/Chrzanów w Dniu Aktywnego Obywatela oraz zaproszenie na Konkursy Wiedzy o Górach w Myślenicach i Chrzanowie.
    Tę część numeru uzupełnia wspomnienie nestora naszego Towarzystwa, Tadeusza Wronowskiego z Oddziału PTT w Bielsku-Białej oraz informacja o śmierci Władysława Cywińskiego - wybitnego znawcy Tatr.
    Wspomnienia z wyjazdów członków PTT w góry i nie tylko przeczytamy tym razem w trzech tekstach: Niny Mikołajczyk o amerykańskim Bryce Canyon, Grzegorz Gierlasińskiego o Triglavie oraz Józefa Durdena z pobytu w Ziemi Świętej i Jordanii.
    Numer uzupełnia tekst Bartka Sali pt. "W jaworzyńskich Tatrach" oraz osobiste wspomnienie Barbary Morawskiej-Nowak o Macieju Mischke w dziesiątą rocznicę śmierci wraz z zaproszeniem do udziału w odsłonięciu poświęconej mu tablicy na Wiktorówkach.

    Życzymy przyjemnej lektury! (pobierz -> 0,76 MB)

  • Wernisaż Wystawy Urszuli Gawron

    Serdecznie zapraszamy w najbliższy poniedziałek 21 października 2013 r. na wernisaż kolejnej wystawy koleżanki z naszego Oddziału, wielokrotnie nagradzanej artystki i autorki wielu wystaw grafiki i fotografii, na co dzień zamieszkałej w Nowym Sączu - Urszuli Gawron.

    Wernisaż odbędzie się o godz. 18:00 w Galerii "Piwnica" Muzeum Okręgowego w Tarnowie - Rynek 20-21.

  • Uwaga !!! Zmiana terminu środowego spotkania

    Zarząd Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Tarnowie informuje, iż w związku z zaplanowanym na dzień 23 października 2013 r. Nadzwyczajnym Walnym Zgromadzeniem Członków Oddziału, nasze tradycyjne spotkanie w III środę miesiąca tj. 16 października 2013 r. się NIE ODBĘDZIE !!!

    Na najbliższe spotkanie klubowe zapraszamy 6 listopada 2013 r. o godz. 17:30.


    Zarząd Oddziału

  • Zamawiamy polary organizacyjne PTT

    Zarząd Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Tarnowie informuje, iż planowane jest złożenie zamówienia na polary organizacyjne (czerwone z logo PTT) w cenie 45 zł oraz bezrękawniki (kamizelki - również czerwone z logo PTT) w cenie 40 zł.

    Zapisy i wpłaty na polary będzie przyjmował Skarbnik Oddziału Artur Marć

    (tel. kom.: 504-223-592, e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.)

    przed Nadzwyczajnym Walnym Zgromadzeniem Członków Oddziału w dniu 23 października 2013 r.

    Uwaga !!! Polary mogą zamawiać tylko Członkowie Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.

  • 03.11.2012 - Wycieczka w Pasmo Łososińskie

                      .                .                                               .        .      . .                          .                             .                          .                         . 


    Szczegóły dotyczące wyjazdu znajdują się w odpowiednim temacie na
    >>Forum TMG<<
    Z uwagi na krótki termin prosimy o szybkie zgłoszenia !!!

  • 10-11.11.2012 - Wycieczka na Halę Łabowską

                      .                .                                               .        .      . .                          .                             .                          .                         . 


    Szczegóły dotyczące wyjazdu znajdują się w odpowiednim temacie na
    >>Forum TMG<<
    tam również przyjmujemy zgłoszenia.

  • "Co Słychać?" - Nr 10 (262) / 2012

    W październikowym numerze "Co słychać?" dominują tematy związane z obchodzonym w PTT Rokiem Ochrony Przyrody. Już na pierwszej stronie Jan Nogaś przybliża nam sesję popularno-naukową z okazji 100 rocznicy utworzenia Sekcji Ochrony Tatr TT oraz 20-lecia utworzenia MAB, a którą z większą ilością szczegółów opisuje Barbara Morawska-Nowak wewnętrz numeru. W obchody Roku wpisuje się także notatka Artura Marć o spotkaniu z okazji 100. rocznicy śmieci ks. Bogusława Królikowskiego COr. W temacie ochrony przyrody możemy przeczytać również przedruk artykułu o prywatyzacji PKL.
    Wieści z życia oddziałów przybliżają nam strony 2-3. Oprócz wspomnianej wcześniej informacji o spotkaniu Tarnowian przy grobie patrona ich Oddziału, możemy przeczytać o "Święcie Gór na Nizinach", zorganizowanym po raz 11 przez kolegów z O/Poznań, udziale prezesa O/Dęblina w X "Święcie Drzewa" Klubu Gaja oraz o wyróżnieniach, jakie z okazji Światowego Dnia Turystyki otrzymali koledzy z Bielska-Białej i Nowego Sącza.
    Numer uzupełnia wspomnienie o tragicznie zmarłym Ryszardzie Eustazym Patyku autorstwa Wojciecha Szarota i kolejny tekst Bartłomieja Grzegorza Sali pt. "Pieśń o baraniogórskim harnasiu".

    Życzymy przyjemnej lektury! (pobierz -> 0,73 MB)

  • 13-14.10.2012 - Jesienne Bieszczady

    Jesienne Bieszczady czyli jak to z tęsknotą do żony było...

    Jedną z naszych oddziałowych tradycji stał się październikowy wyjazd w Bieszczady. Ponieważ te położone na południowo-wschodnich krańcach naszego kraju góry mają wielką rzeszę admiratorów, również na tegoroczną „dwudniówkę” zgłosiło się wyjątkowo dużo chętnych. Lista uczestników błyskawicznie się zapełniła. Dla kolejnych „spragnionych” wędrówki jesiennymi połoninami pozostawało jedynie miejsce na rezerwie. W ciągu kilkunastu dni okazało się jednak, że część osób (jak to zwykle bywa) musiało zrezygnować więc szczęśliwie „nikt nie musiał się obejść smakiem”. Tym bardziej, że i pogoda zdawała się wyjątkowo sprzyjać. W piątek czyli w wigilię wyjazdu warunki meteorologiczne były wprost idealne do wyruszenia na górskie szlaki. No ale wtedy podnosiliśmy jeszcze PKB, spoglądając z tęsknotą za okno, a może nawet modląc się, by zapowiadany front atmosferyczny (zbliżający się od zachodu) zatrzymał się lub spowolnił swoje przesuwanie.
    Gwiaździste (jeszcze przed północą) niebo napawało optymizmem. Kilka godzin snu i pora ruszać na miejsce zbiórki. Jest ciepło, ale po gwiazdach nie ma już śladu. Niebo zasnuwają jednak chmury. Jak duchy pojawiają się przed hotelem „Tarnovia” kolejne osoby obciążone plecakami, znad których jak anteny dawnych telefonów komórkowych wystają kije trekkingowe. Tym razem „oddziałowy” bus nawiązuje do tradycji szwajcarskich kolei i zjawia się punktualnie. Witamy „braci ze wschodu” i mkniemy w stronę… Krakowa. Jeszcze jeden przystanek i jesteśmy w komplecie. Zmieniamy kurs i ścieżkę. Za oknami busa głęboka noc, słońce rozpocznie (taką mamy nadzieję) swoją działalność za niespełna dwie godziny. Gdzieś między Brzostkiem, a Kołaczycami spadają na nasze szyby pierwsze krople deszczu. Czyżby prognozy miały się sprawdzić? Mamy nadzieję, że schowamy się przed nimi w Bieszczadzkim Worku.
    Krótki postój w Sanoku. Pogoda bez zmian. Też zaczyna kropić. Wydaje się, że podobnie jak kometa ogon, my ciągniemy za sobą chmury z opadami. Mijamy Lesko i decydujemy, że tym razem w rejon Stuposian dojedziemy wariantem przez Ustrzyki Dolne. Im bliżej celu jesteśmy, tym warunki wydają się lepsze. Krótki postój przed sklepem spożywczym w Czarnej i za chwilę zjeżdżając do Lutowisk podziwiamy z drogi panoramę Wysokich Bieszczad z Ostrego. Wysoki pułap chmur cieszy nas niezmiernie. W Stuposianach wjeżdżamy w znaną już kilku uczestnikom drogę do Mucznego. Od czasów pułkownika Doskoczyńskiego niewiele się tutaj zmieniło. Uwaga ta z pewnością nie dotyczy asfaltu. Z roku na rok upodabnia się coraz bardziej do szwajcarskiego (znowu odwołanie do kraju Wilhelma Tella) sera. Pojawiające się nagle latarnie zwiastują bliski koniec podróży. Mijamy dawny ośrodek rządowy (obecnie hotel Muczne), skręcamy w prawo i po kolejnych dwustu metrach jesteśmy na miejscu. Punkt informacyjno-kasowy BdPN-u, pełniący zarazem funkcję sklepu spożywczego, zamknięty na głucho. Nie podniesiemy zatem wpływów budżetowych Parku.


    13.10.2012 - Muczne - początek szlaku na Bukowe Berdo i Tarnicę - (fot. Artur Marć)

    Przepakowujemy plecaki patrząc na grań Bukowego Berda lub jak kto woli Połoniny Dźwiniackiej. Delikatny deszczyk nie jest w stanie zmącić naszej radości. Większość nie zakłada nawet kurtek. Wspólne zdjęcie jest tradycyjnie sygnałem do startu. Jak bywa to w czasie naszych górskich wycieczek, dzielimy się na kilka grup, idących swoim tempem. Do tej pory bowiem nie wypracowaliśmy prędkości marszu, która odpowiadałaby wszystkim. Ale nikomu to (wydaje mi się) nie przeszkadza. Pięknym bukowym lasem, ścieżką pokrytą spadłymi liśćmi wędrujemy w stronę Bukowego Berda.
    Początek łagodny więc dobrze wchodzimy w rytm. Z biegiem czasu ścieżka staje się bardziej stroma. Wkraczamy na teren BdPN o czym informuje nas stosowna, czerwona tablica. Wkrótce opuszczamy las i stromym trawiastym zboczem pniemy się do bliskiej już grani. Po drodze mijamy kilka odpoczywających osób z innej eskapady.
    My zatrzymujemy się dopiero na grzbiecie, czekając na kolejnych przyjaciół. Widoki bardzo, bardzo przyzwoite. Gdzieś za nami w dole Muczne, z charakterystyczną sylwetką hotelu, na wprost Połonina Caryńska i fragment Wetlińskiej. Widać też i Rawki i Otryt (z różnych stron oczywiście). Ale najpiękniejszy widok stanowi grań Bukowego Berda z wyłaniającą się zza niej Kopą Bukowską. Niebo zachmurzone w stopniu umiarkowanym. Gdzie niegdzie potworzyły się małe błękitne oczka. W ruch idą aparaty fotograficzne. Wyciągamy termosy i cieszymy się życiem. A po chwili maszerujemy już grzbietem. W oddali ukazuje się Krzemień i Tarnica. Na ich zboczach małe białe plamki. To pozostałości z pierwszego (sprzed kilkunastu dni) tegorocznego ataku zimy. Długi, czerwony (przeważnie) wąż rozciąga się na grani. Liczne wychodnie skalne zachęcają do chwilowego choćby zatrzymania i sycenia wzroku. Bieszczadzkie buki zaczęły już nabierać rdzawo-brązowych kolorów ale do „pełni” jesieni brakuje jeszcze pewnie kilkunastu dni. Nie martwimy się tym zbytnio stojąc na najwyższym wzniesieniu grzbietu Bukowego Berda. Czas ruszać w stronę Tarnicy. Najpierw schodzimy na Przełęcz Goprowską i próbujemy zewrzeć znowu swoje szeregi. Darek wyciąga spory pojemnik z ciastem. Niczym puchar przechodzi z rąk do rąk, szybko tracąc swą zawartość. Mimo iż do siedemnastej jeszcze ponad pięć godzin, pijemy herbatę i coś jeszcze („ co by ciasto nie pomyślało, że trafiło do układu pokarmowego czworonożnych przyjaciół”). Kiedy wszyscy są już nasyceni, a w oddali widać „Wielką Czwórkę” (czyt. Włóczykijów, zmierzających po ostatni wierzchołek brakujący do skompletowania Korony Gór Polski) zaczynamy atak szczytowy.


    13.10.2012 - Darkowe "słodkości" na Przełeczy Goprowskiej - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Zwarty początkowo „wąż” trochę się rozciąga, by znowu stworzyć całość na najwyższym szczycie polskiej części Bieszczadów. W różnych konfiguracjach ustawiamy się do zdjęć. Nasz pobyt na wierzchołku skracają nadciągające od strony Szerokiego Wierchu chmury. Zaczyna kropić i wzmaga się wiatr. Jest nadzieja, że przegoni chmury. I tak też się staje. Kiedy wędrujemy grzbietem Szerokiego Wierchu, chmury są już daleko od nas. Kurtki znowu znajdują miejsce w plecakach, a słońce sprawia, że kilku „gorącokrwistych” maszeruje w koszulkach z krótkim rękawem. Po drodze znaczymy szlak oddziałowymi wlepkami. Galon pędzi w stronę Ustrzyk Górnych, przyciągany przez „lane” niczym ćma przez ogień. Pozostali kroczą po jego śladach. Gdzieś na Tarnicy grupa „Włóczykijów” celebruje swoją „koronację”.
    W Ustrzykach uzupełniamy utracone kalorie, a Artur z Krzyśkiem - kolegą z mieleckiego oddziału PTT, decydują się jeszcze na zaliczenie Połoniny Caryńskiej i bezpośrednie zejście do bacówki pod Małą Rawką na nocleg. Krzysiek mimo iż debiutuje na naszej oddziałowej wycieczce, stara się maksymalnie wykorzystać dzień. Kiedy kończymy „zajęcia konsumpcyjne”, w okolicach busa pojawia się „Wielka Czwórka”. Cóż za synchronizacja czasowa. Podjeżdżamy na Przełęcz Wyżniańską, zabieramy bagaże (również te „caryńskich łączników”) i powoli ruszamy w stronę bacówki. Szybkie zakwaterowanie i… kąpiel, na którą decydują się naprawdę nieliczni (czyt. morsy). Otóż tydzień wcześniej w bacówce zdarzył się pożar, w wyniku którego spaleniu uległa kotłownia. Stąd też woda jest „ino zimno” (to jak z tym wrzątkiem w tatrzańskiej „Betlejemce”). Więc morsy idą do kriokomory (czyt. pod prysznic), a pozostali decydują się na „mokre chusteczki” lub też robią sobie „dzień dziecka”. W tzw. międzyczasie dołączają do nas zdobywcy Caryńskiej. Po osiemnastej zaczyna się schroniskowe przyjęcie urodzinowe Karoliny. Gromkie „sto lat” unosi się w jadalni kilkakrotnie. A potem jak zwykle rozmowy na tematy wyżynne i górskie, wspominki i plany okraszone wszelakim jadłem i napitkiem (tutaj wybór trochę mniejszy, z wiadomych powodów). Brakuje tylko „Włóczykijów”. Widać swój sukces wolą celebrować we własnym gronie. A szkoda, bo zawsze była okazja do jeszcze jednego toastu. Ale nie ma się co dziwić. Wszak Bieszczady (póki co) należą do Polski, a nie do Gruzji więc i liczba toastów (specjalność gruzińska) musi być ograniczona. Choć swoją drogą Drogi Zbyszku…, ale okazja do rehabilitacji jeszcze pewnie się znajdzie…


    13.10.2012 - I ślad po nich pozostał - (fot. Artur Marć)

    Dzięki temu już przed północą przenosimy się do pokojów i wcale nie w celu kontynuowania tak miłej nocy. Powód jest bardziej prozaiczny. Ta doba była i tak wyjątkowo pracowita, więc przed trudami niedzieli trzeba się zregenerować. W efekcie o siódmej jesteśmy na nogach. Krótka toaleta poranna i wędrujemy do busa. Ale nie na parking na przełęczy tylko znacznie bliżej. Pan Janusz postanowił bowiem oszczędzić nam schodzenia z niepotrzebnymi bagażami i wyjechał (na wstecznym!!!) prawie pod bacówkę. Po krótkiej rozgrzewce, zniecierpliwieni czekamy na otwarcie bufetu. Uważni czytelnicy naszych relacji zwykle czytają w tym miejscu o mszy świętej i niedzielnej jajecznicy. Z powodu braku (na bieszczadzkiej wycieczce) osób duchownych, tym razem zrealizowaliśmy wyłącznie drugą część niedzielnej, schroniskowej tradycji. W doskonałej formie przed dziewiątą jesteśmy gotowi do wyjścia. Galon, Tomek i Agata wybiorą się na Połoninę Wetlińską idąc z Przełęczy Wyżniej, reszta zgodnie z ustaleniami uda się na Rawki i Kremenaros. I wtedy okazuje się, że „Włóczykije” póki co odpuszczają wyjście (czyżby za długie świętowanie „korony”) i będą jeszcze chłonąć atmosferę bacówki. Są też zdziwieni, że tak szybko chcemy wracać do domu. Oni chłonęliby Bieszczady do późnego popołudnia. My jednak mamy zobowiązania rodzinne. I nie tylko (ale o tym napiszę jeszcze pod koniec relacji). Pojawia się jeszcze jeden problem. „Włóczykijom” zawieruszyła się gdzieś jedna para kijków. Trzeba je odnaleźć przed naszym wyjściem. Na szczęście poszukiwania kończą się sukcesem. Wspólne zdjęcie przed bacówką jest jak strzał startera. Ruszamy…
    Wyjątkowo szybko (nie ma jak długi, regeneracyjny sen) wychodzimy na Małą Rawkę. Wita nas mocny wiatr. Zakładamy kurtki, czapki i rękawiczki. Kolejna oddziałowa wlepka znajduje swoje miejsce na bieszczadzkim szlaku. Parę fotek i dalej w drogę. Po chwili „powtórka z rozrywki” na Wielkiej Rawce. Schodzimy lekko w dół i w stronę Kremenarosa wędrujemy wzdłuż polsko-ukraińskiej granicy. Prowadzą nas (który to już raz tutaj) biało-czerwone i żółto-niebieskie słupy graniczne. Dzięki temu nawet osoby idące tędy pierwszy raz wiedzą (patrząc na numery słupków) ile pozostało jeszcze do szczytu. Las daje osłonę przed wiatrem, więc znów plecaki stają się cięższe, za to na nas mniej ubrań. Prawie w mgnieniu oka stajemy na styku granic: Polski, Ukrainy i Słowacji (zarazem najdalej wysuniętym na wschód punktem tego kraju). Dodatkowo i niespodziewanie pojawia się jeszcze akcent „fiński”. Granitowy obelisk jest świadkiem życzeń składanych znajdującym się pośród nas nauczycielom. Obchodzą przecież dzisiaj swoje święto. W związku z tym znowu mamy jeszcze elementy gruzińskie (ach te toasty). I zamiast Trójstyku robi się Pięciostyk. Posileni czekoladą, radośni (to endorfiny z czekolady) wracamy z powrotem na Małą Rawkę. Tym razem na grzbiecie czeka na nas mgła, którą silny wiatr rozwiewa jeszcze przed dotarciem do skrzyżowania szlaków na Małej Rawce. Teraz pozostaje nam już tylko zejście przez Dział do Wetliny. Szlak bardzo widokowy dzięki licznym, porośniętym krzakami borówek polanom.


    13.10.2012 - Zejście z Tarnicy - (fot. Janusz "Galon" Foszcz)

    Na jednej z nich spotykamy „Włóczykijów”. „Grupa Galona” w tym samym czasie przebywa w okolicy Przełęczy Orłowicza. Ponieważ mamy jeszcze parę kilometrów do przejścia, na jednej z polan robimy dłuższą przerwę. W ciągu godziny dochodzimy do drogi prowadzącej z Ustrzyk do Wetliny. Z każdą chwilą na niebie jest coraz więcej błękitu. Październikowe słońce przygrzewa mocno. Nawiązujemy kontakt z Galonem. Też jest już w Wetlinie. Wraz z Agatą i Tomkiem uzupełnia kalorie w „Starym Siole”. My nie mamy takiej możliwości. Ale odpoczywamy przy busie czekając na zamykających pochód „Włóczykijów”, którzy po zejściu wyrażają po raz kolejny swoje niezadowolenie z tak wczesnej pory powrotu. Pojawia się wątek dobrego męża i tęskniącej żony oraz dziatek. A przecież to niejedyny (chociaż dla mnie osobiście ważny) powód. Za parę godzin część z nas chce dopingować w „Jaskółczym Gnieździe” tarnowskich żużlowców walczących o Drużynowe Mistrzostwo Polski. A jeszcze inni pewną część niedzieli zwykli poświęcać Stwórcy. Fakt, że na połoninach mamy do Niego bliżej, ale niektórym to jednak nie wystarcza. A pozostają jeszcze Ci, którzy muszą dojechać z Tarnowa kilkadziesiąt kilometrów do swoich miejsc zamieszkania. Warto to czasem wziąć pod uwagę, zanim zacznie się ferować wyroki. Bo niepotrzebnie można kogoś skrzywdzić. Zwłaszcza, że w naszych sercach góry zajmują czasem tyle samo miejsca co rodzina i przyjaciele. Poświęcamy im praktycznie każdą wolną chwilę, ale nie możemy poświęcić wszystkiego. Góry powinny łączyć ludzi, a nie dzielić. I jest w nich tyle miejsca, że starczy dla wszystkich.
    Wsiadamy do busa i żwawo (nie licząc dwóch krótkich postojów) mkniemy do Grodu Leliwitów. Tym razem jedziemy przez Cisną, Komańczę, Duklę i Jasło. Pogoda i widoki jak marzenie. Brak ruchu powoduje, że tuż przed osiemnastą jesteśmy w granicach administracyjnych Tarnowa. Kolejny piękny weekend w górach przechodzi do historii.

    PS. Nasi żużlowcy zdobyli złote medale więc wieczorem mieliśmy jeszcze trochę sportowej radości...

    Janusz "Franek" Foszcz


    14.10.2012 - Na szczycie Krzemieńca (Kremenarosa) - (fot. Artur Marć)

  • "Co Słychać?" - Nr 9 (261) / 2012

    Nieco opóźniony, wrześniowy numer "Co słychać?" otwiera artykuł Szymona Barona (O/Bielsko-Biała) o Ogólnopolskim Spotkaniu Oddziałów PTT w Wetlinie.
    W dalszym ciągu przypominamy o obchodzonym w PTT Roku Ochrony Przyrody 2012. W tym numerze publikujemy artykuł Mariana Sokołowskiego z 1939 r. o ochronie przyrody i regionalizmie w przededniu II wojny światowej oraz zaproszenie na sesję popularno-naukową z okazji 100 rocznicy utworzenia Sekcji Ochrony Tatr Towarzystwa Tatrzańskiego oraz 20-lecia utworzenia MAB.
    Nie zapominamy także o wydarzeniach oddziałowych. Grażyna Jedlikowska (O/Ostrowiec Św.) przybliża nam tegoroczny Zlot Gwiaździsty na Szczytniaku oraz relacjonuje oddziałową wycieczkę w Tatry, z kolei Janina Mikołajczyk (O/Łódź) przybliża nam Park Narodowy Yesomite, który odwiedziła w ramach wyjazdu do Stanów Zjednoczonych z kolegami z Oddziału.
    Numer uzupełniają artykuły Antoniny Sebesty z wycieczki w Beskid Wyspowy oraz Bartłomieja G. Sali (oboje O/Kraków) o Beskidzie Średnim, a także wzmianka o świeżo wydanym tomiku poezji Antoniny Sebesty pt. "Skasowany krajobraz", konkursie na artykuł w 21. tomie "Pamiętnika PTT" oraz smutna informacja o śmierci Ryszarda Patyka, zasłużonego przewodnika z O/Nowy Sącz.

    Życzymy przyjemnej lektury! (pobierz -> 1,83 MB)

  • 100-lecie śmierci ks. Bogusława Królikowskiego COr



    W sobotę 6 października 2012 obchodziliśmy 100-lecie śmierci ks. Bogusława Królikowskiego COr patrona Oddziału PTT w Tarnowie.

    Z tej okazji w niedzielę 7 października
    w kościele xx. Filipinów w Tarnowiezostała odprawiona Msza Święta w intencji ks. Królikowskiego, po której członkowie i sympatycy Oddziału spotkali się na tarnowskim Starym Cmentarzu przy grobie patrona na wspólnej modlitwie w jego intencji.




    07.10.2012 - Spotkanie członków i sympatyków Oddziału przy grobie ks. Królikowskiego
    (fot. Artur Marć)
  • Sesja z okazji 100-lecia powstania Sekcji Ochrony Tatr TT

    Sesja popularnonaukowa z okazji 100 rocznicy powstania Sekcji Ochrony Tatr TT oraz 20-lecia utworzenia MAB w Zakopanem

    W dniach 5 i 6 października 2012 r. uczestniczyłem w sesji popularnonaukowej z okazji 100 rocznicy utworzenia Sekcji Ochrony Tatr Towarzystwa Tatrzańskiego oraz 20-lecia utworzenia MAB. Była to druga część spotkań poświęconych powstaniu tak ważnych organizacji dla Tatr i ich przyrody. Organizatorami byli: Muzeum Tatrzańskie, Polskie Towarzystwo Tatrzańskie, Fundacja im. Zofii i Witolda Paryskich oraz Tatrzański Park Narodowy, który udostępnił w tym celu pomieszczenia w Centrum Edukacji Przyrodniczej TPN przy ul. Chałubińskiego w Zakopanem. W przerwach można było zapoznać się z wystawą poświęconą życiu i działalności pp. Paryskich. Inna wystawa przedstawiała historię polskiego rodu Łaskich w Kieżmarku. Gospodarzem spotkań był dyrektor TPN, a sesja została podzielona na dwie części; pierwszego dnia mówiono o tym "co było", drugiego dnia o tym "co jest" w Tatrach i Tatrzańskim Parku Narodowym.
    Swoje wystąpienia przedstawiali naukowcy, wybitni fachowcy w swoich dziedzinach poświęconych Tatrom i ich przyrodzie, a także praktycy - naukowcy z TPN. Wystąpiło trzech byłych dyrektorów TPN ze wspomnieniami o pracy w Parku od początku jego powstania. Zaproszeni znani i wybitni przyrodnicy - pracownicy słowackiego TANAP-u mówili m.in. o kozicy w Tatrach i badaniach naukowych w Rezerwacie Biosfery Tatry. Dyskusje prowadzone po wystąpieniach ciągnęły się poza przewidziany czas i były czasami dość ostre.
    Polskie Towarzystwo Tatrzańskie, współorganizator tego spotkania, zaznaczyło swoją obecność podczas sesji głównie poprzez obecność członków z Oddziałów PTT w Łodzi, Tarnowie, Krakowie i skromnie z Bielska-Białej.
    Jako pierwsza referat pt. "Etyczne aspekty ochrony przyrody gór do czasów powstania Sekcji Ochrony Tatr Towarzystwa Tatrzańskiego" wygłosiła Antonina Sebesta z Oddziału w Krakowie.
    Zaraz po niej, swoje wystąpienie mieli koledzy z Tarnowa. Wiceprezes Oddziału - Janusz Foszcz i ksiądz ze zgromadzenia xx. Filipinów - Robert Piechnik COr przedstawili postać księdza Bogusława Królikowskiego COr z tego zgromadzenia. Ksiądz jest patronem Oddziału PTT w Tarnowie i jednym z twórców idei parku narodowego w Tatrach.
    Barbara Morawska-Nowak w wystąpieniu mówiła o działaniach Koalicji na Rzecz Ratowania Przyrody i Krajobrazu Tatr wobec projektów Olimpiady Zimowej oraz bieżących sprawach PTT.
    Nie sposób wymieniać wszystkich tematów i prelegentów, których było 26, lecz uważam, że było to bardzo ważne, ciekawe i pożyteczne przedsięwzięcie i przyczyni się do tego, na czym nam bardzo zależy, do zachowania Tatr i przyrody dla następnych pokoleń.

    Jan Nogaś (O/Bielsko-Biała)


    05.10.2012 - Przedstawiciele PTT biorący udział w sesji w Zakopanem
    (fot. Jan Nogaś)

  • 29-30.09.2012 - Wrześniowy Weekend w Tatrach

    Powtórka z rozrywki czyli powrót bohatera

    Po zapomnianych już wakacjach i zakończeniu lata, nasz Oddział PTT, jak co roku rozpoczął jesienny sezon wyjazdowy. Listy chętnych na wycieczki w Tatry i Bieszczady zapełniły się w mgnieniu oka. Tym sposobem w sobotni poranek (a właściwie dla większości w środku nocy - 5:30 (!) ) spotkaliśmy się na przystanku znanego w kręgach turystów z PTT osiedla, by rozpocząć kolejną górską przygodę. Jak to ostatnio często bywa zaczęło się od przygód. Otóż czekamy cierpliwie, choć 5:30 już minęła kiedy głównodowodzący Ojciec Dyrektor odbiera telefon od Karoliny. „Znowu nie zdążyła na przystanek?”- powiedzieliśmy jednogłośnie zanim usłyszeliśmy jej głos. „Co?, Niemożliwe? Kierowca zaspał? Nie ma go jeszcze? No ładnie…”. Co za niespodzianka, można przecież pojechać bez spóźnionego uczestnika wycieczki, ale bez kierowcy się nie da i nawet kary nie można mu wyznaczyć! Ciśnienie wzrosło tym bardziej, że poranek był jeszcze chłodny i przecież mogliśmy pospać trochę dłużej, ale zawsze można znaleźć plus swojej sytuacji - inni uczestniczy czekali na pierwszym przystanku od 5:15 - zatem MY nie mieliśmy powodów do narzekania!
    Ojciec Dyrektor szybko zarządził zmianę miejsc wsiadania uczestników, by zgubić stracony czas i nadrobić go poprawą logistyki. Poinformował rozrzuconych po Mościcach wycieczkowiczów, by „dziewiątką” podjechali na ul. Czerwoną, a my ruszyliśmy pod Tarnovię, gdzie złapaliśmy pozostałych rajdowców, którzy pozostawieni samotnie bez informacji w oczekiwaniu na nasz transport gotowi już byli wsiadać do podstawionego na protest warszawski (Obudź się Polsko) autobusu. Wyraźnie ucieszyli się na nasz widok, a ku zadowoleniu wszystkich po krótkiej chwili nadjechał i nasz busik. Ruszyliśmy zgodnie z alternatywną trasą „B” na ul. Czerwoną. Zaszwankowała jednak komunikacja na linii Prezes - Ojciec Dyrektor i gdy dojeżdżaliśmy do przystanku okazało się, że Prezes pokierował wszystkich owszem „dziewiątką”, ale na Krakowską w okolice Tarnovii zamiast na Czerwoną. Przychodzą mi na myśl słowa „Chciałe(a)m dobrze, a wyszło jak zwykle” lub (i) coś o nadgorliwości - tu pozostawiam wybór czytelnikom. Cóż było robić, nawrotka na Krakowską, zabranie „reszty”, albo „góry” (bo w końcu z Prezesem na czele) i wreszcie obraliśmy właściwy kierunek - TATRY.
    Tradycyjnie po takim miłym początku dnia, nastąpił jeszcze milszy początek degustacji płynów fizjologicznych zewnętrznych (wyjaśnienie w relacji „A gdzie żółwik” lub u źródła „Mowa ciała” Andrzeja Poniedzielskiego) z bogatych zasobów upominkowych wielkiego kuzyna Ojca Dyrektora - niejakiego Leszka. Pogoda robiła się coraz ładniejsza, chmury rozświetlone słońcem dodawały uroku błękitowi nieba. Zrobiło się wesoło, potem jeszcze bardziej wesoło, a potem jeszcze weselej, aż dojechaliśmy do Brzezin. Ojciec Dyrektor przypomniał tylko przebieg trasy wspólnej, zalecił wszystkim (ze szczególnym uwzględnieniem Lidera rajdu Babia Horka - maj 2012), aby zabrali ze sobą telefony komórkowe i odpowiedni ekwipunek do przetrwania w górach. Okazać się to miało bezcenną radą!


    29.09.2012 - Początek szlaku w Brzezinach - (fot. Artur Marć)

    Wróćmy jednak na razie do punktu wyjścia czyli bramy Tatrzańskiego Parku Narodowego w Brzezinach, skąd po wspólnej sesji zdjęciowej czarnym szlakiem ruszyliśmy do Schroniska Murowaniec. (Swoją drogą takie zdjęcie grupowe na początku trasy bardzo się przydaje, bo na końcu wycieczki zdjęcia grupowe mają wyraźne braki). Trasa, jak trasa - osobiście jej nie lubię ze względu na bardzo niekształtne kamienie, które w kontakcie z moimi nogami (a raczej moje nogi w kontakcie z niekształtnymi kamieniami, albo jeszcze inaczej) powodują odchylanie się ich we wszystkich możliwych kierunkach, co wytrąca mnie z równowagi dosłownie i w przenośni. Poza tym trasa biegnie cały czas lasem, więc i wzrokowcy nie odbierają należytych bodźców z otoczenia chyba, że pocieszą oko obserwując atrakcyjnych bądź ciekawych turystów.
    Oczywiście pierwsi do Murowańca doszli liderzy czyli Ojciec Dyrektor, Wielebny Kiler, Kasiarz Artur i Zdzichu. Potem nadciągali następni. Każdy sam sobie dobrał tempo spaceru i większość grupy spotkała się choć na chwilę na krótkim postoju „przyschroniskowym”. Tu też nastąpiła wymiana pomysłów na ciąg dalszy dnia tj. kto gdzie się wybiera. Opcji było kilka. Jedni chcieli zdobyć Kościelec (Prezes, Adam, Asia), inni zmierzyć się ze Świnicą (Sikorki + ja), z łańcuchami i Zawratem, jeszcze inni zapragnęli Kasprowego Wierchu (Sylwia i Jaro), Szefostwo (Kasiarz, Dyrektor, Kiler + ich owieczki) chciało rozrywki na Granatach i Orlej Perci, a Leszek z Dejwem postanowili założyć bazę przy Czarnym Stawie Gąsienicowym. Krążyły również pogłoski, że idący własnym, bezstresowym i „bezzadyszkowym” tempem, znany nam z wcześniejszych sukcesów w górach Lider (vel Żółwik) wybiera się również na Świnicę.
    Plany planami, ale w życiu bywa różnie, a wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Pogoda była naprawdę wymarzona, ostre, poszarpane skały Tatr, piękna zieleń traw i kosówki, w kontraście z głębokim, mocnym błękitem nieba, po którym snuły się kłębiaste, białe chmurki czyniły ten krajobraz niemal jak z obrobionej w photoshopie doskonałej fotografii. Tatrzańska jesień karmiła nas nasyconymi kolorami cudownej natury. W takich krajobrazach można się zapomnieć. W którą stronę się nie popatrzy widok zapiera dech w piersiach, zachwycone oczy rozświetla blask, a uśmiech nie schodzi z twarzy. Jeśli do takiej mieszanki bodźców wzrokowych dołożymy wyborne towarzystwo to mamy mega doładowanie endorfin i w zasadzie czego więcej potrzeba do szczęścia?! No właśnie - skoro jest tak pięknie to warto się zatrzymać na chwilę, nie pędzić jak zawsze dlatego plany niektórych uległy weryfikacji. Właściwie to chyba tylko grupa Ojca Dyrektora i Baza (Dejwu z Leszkiem) zrealizowali zamierzony cel. My zamiast na Świnicę, poszliśmy na Kościelec, Prezes & Co zamiast na Kościelec poszedł na Karb i potem na Świnicką Przełęcz, a Lider… no właśnie i tu zaczyna się powtórka z rozrywki.


    29.09.2012 - Na Skrajnym Granacie - (fot. Artur Marć)

    Szefostwo rozrywało się już na Granatach, nas Kościelec ściągał w dół, Prezes & Co dochodzili do Kasprowego, pora dnia nakazywała już obrać kierunek zbliżania się do schroniska, ale nasz kolega po bliższym kontakcie z Bazą przy Czarnym Stawie Gąsienicowym nabrał wiatru w żagle i heyah (!) ruszył na podbój Zawratu w zawrotnym tempie. Baza (Leszek i Dejw) ostrzegała, że późna pora, próbowała wpłynąć na zmianę ambitnego planu Lidera, ale jak power to power. I tyle go widziano! Nasz Lider ruszył na podbój Tatr. Gdy i my doszliśmy do Bazy, usłyszawszy radosną nowinę o naszym Liderze - Bohaterze puściliśmy ją w obieg do Ojca Dyrektora i Wielebnego Kilera, po czym wspólnie z Bazą zarządziliśmy własny powrót do schroniska na uzupełnienie utraconej energii i płynów fizjologicznych zewnętrznych light. Był to o tyle dobry pomysł, że nad pięknymi dotąd graniami Orlej Perci i Kościelca zdążyły się zebrać czarne chmury, które pewnie na widok ambitnego ponad miarę naszego Bohatera zaczęły wylewać łzy przez kolejne dwie godziny (zapewne ze wzruszenia). W Murowańcu czekała już część naszej wesołej gromadki, która z każdą chwilą powiększała się o kolejnych zdobywców okolicznych szczytów. Z chwilą nadejścia z Krzyżnego Ojca Dyrektora i jego grupy, próbowaliśmy złapać kontakt z Bohaterem. Bezskutecznie. Czas upływał bezlitośnie szybko i chcąc zdążyć na umówionego busa, który oczekiwał nas u schyłku dnia ruszyliśmy w dół zatroskani o naszego zdecydowanie wyróżniającego się kolegę. Leszek wraz z Dejwem przekazali ostatnie słowa Bohatera zapewniające ich (a teraz i nas), że w przypadku spóźnienia na nasz tramwaj, dojedzie on (jak przystało na Bohatera) do nas na własną rękę. Zanim dotarliśmy do busa uzyskane wreszcie połączenie z coraz bardziej popularnym kolegą potwierdziło nasze przypuszczenia, że plan planem, a życie pisze własne scenariusze. (Coś mi to przypomin,a pozdrowienia dla autora). Nasz Babiogórski Lider, Tatrzański Bohater dotarł na Zawrat i nawet dalej - wprost do Doliny Pięciu Stawów Polskich (czy Baza coś wie o stosowaniu środków wspomagających?). Nie byłoby w tym nic niepokojącego, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach, a szczegóły to: godzina 18, zapadająca ciemność, brak czołówki i ładnych kilka godzin marszu do pierwszego miejsca skąd można wydostać się do cywilizacji, a przy tym nieodparta chęć Bohatera na dalszą wędrówkę do Morskiego Oka. Patrząc na Ojca Dyrektora słuchającego coraz bardziej górnolotnych pomysłów (wciąż chodzi o Lidera – Bohatera) nie wiadomo było czy śmiać się, czy płakać, czy ktoś zaraz wyskoczy z ukrytą kamerą, by nagrać reakcję zdziwionych współtowarzyszy wycieczki. Komórkowe negocjacje zakończyły się połowicznym sukcesem – udało się powstrzymać rozpędzonego niczym Struś Pędziwiatr (albo raczej Forest Gump) Bohatera i przekonać go do noclegu w przytulnym, najwyżej położonym schronisku w Polsce. Nie pozostało nam nic innego jak jechać (pomimo strat w ludziach) do naszego miejsca ubytowania na uczczenie pięknego dnia.
    Po rozlokowaniu się w mniej lub bardziej odpowiednich pokojach, degustacji pysznej kolacji oraz odprawionej przez Wielebnego Kilera mszy (również w intencji osamotnionego w piętnastoosobowej sali w „Piątce” Bohatera, śpiącego na podłodze) rozpoczęliśmy biesiadowanie w szałasie. Jak to zwykle na wyjazdach PTT na stół wjechały wszelkiej maści smakołyki słodkie, słone, kruche, mokre, białe, przerobione i oczywiście płyny fizjologiczne zewnętrzne light, normal i strong czyli dla każdego coś miłego. Rozpalono grill (choć tym razem służył wyłącznie przypomnieniu atmosfery Niemcowej) miał ocieplić pomieszczenie, a wywołał dym pachnący palonym w starych piecach drewnem i nie tylko. Nam to jednak nie przeszkadzało, biesiadników przybywało, ubywało, aż w końcu została garstka rozpieranych energią wycieczkowiczów. Zmieniono muzykę na porywającą do tańca i...porwało. Tego jeszcze nie było: tańce na stole, zadzieranie kiecki, podniebne loty niczym z Dirty Dancing czyli „rzucanie mięsem” (Iwonka - bez urazy - to cytat!),figury niczym w Tańcu z Gwiazdami, aż do całkowitego wyczerpania.


    30.09.2012 - W Dolinie Kieżmarskiej - (fot. Artur Marć)

    Niedziela przywitała nas zachmurzonym niebem. Po śniadaniu dla wybrańców i szybkim pakowaniu ruszyliśmy na zmodyfikowaną trasę ze względu na zapowiadająca się nie za dobrze pogodę. Zamiast ze Zdziaru na Szeroką Przełęcz Bielską ruszyliśmy z Białej Wody Kieżmarskiej żółtym szlakiem do Chaty pod Zielonym Plesem.
    Tradycyjnie mocna grupa Ojca Dyrektora ruszyła jak sprinterzy do przodu, nie oglądając się za siebie, by być pierwszymi w kolejce po czapovane pivo. Tuż za nimi zasadniczy peleton, a potem już tylko podgrupki i na końcu Baza zamykająca pochód wrześniowy. Na szczęście Leszek zapewnił stałą łączność krótkofalową tak z początkiem, jak i środkiem grupy. Pogoda sprawiła nam miłą niespodziankę, bo choć po drodze niebo jeszcze zapłakało przez chwilę, tak po godzinie spaceru i wyjściu z lasu naszym oczom ukazywały się coraz piękniejsze widoki. Chmury rozwiewały się niczym zasłony odsłaniające okno, zza którego wyglądały szczyty Kieżmarskiego i Doliny Kieżmarskiej. Mocny błękit nieba wspaniale podkreślił różnobarwność flory, a złota polska jesień zagościła na słowackich szlakach podkreślając jej majestatyczne piękno. Znów w moich oczach rozbłysły iskierki podziwu i uruchomiły wyzwalanie endorfin (oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba).
    Po dotarciu do Chaty i regeneracji sił w otoczeniu Kieżmarskiego podzieliliśmy się na grupy i ruszyliśmy w drogę powrotną do busa. Mocna grupa poszła do Zdziaru wygrywając tym samym niezapomniane widoki z Szerokiej Przełęczy wyłaniających się z mgielnej kąpieli - niczym Afrodyta z piany morskiej - szczytów Tatr. Pozostali w podgrupach czerwonym szlakiem doszli do Białego Stawu, skąd niebieskim szlakiem Doliną Białej Wody Kieżmarskiej wrócili do punktu wyjścia.
    Drugi dzień okazał się równie udany jak poprzedni. I choć cały czas niepokoiliśmy się o naszego kolegę - Bohatera, który tego dnia szczęśliwie dotarł do Morskiego Oka i wrócił sam przez Kraków do Tarnowa, nic nie było w stanie zepsuć nam radości, którą sprawił nam ten wyjazd. Powrót do Tarnowa jak zwykle upłynął w miarę szybko, bezpiecznie i tylko żal było, że to, co dobre szybko się kończy. Na szczęście wyjazd w Bieszczady już blisko, a tam dopiero jesień się zaczyna.

    Mam tylko nadzieję, że tym razem Bohater (ten lub inny) będzie z nami przez całą wycieczkę…

    Barbara Kasperek


    30.09.2012 - Vyšné Kopské Sedlo - (fot. Artur Marć)

  • 100-lecie śmierci ks. Bogusława Królikowskiego COr

    W sobotę 6 października 2012 roku mija 100 lat od śmierci tarnowskiego Oratorianina ks. Bogusława Królikowskiego COr, wielkiego miłośnika Tatr, jednego z inicjatorów utworzenia Tatrzańskiego Parku Narodowego oraz patrona Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Tarnowie.

    Z tej okazji w najbliższą niedzielę 7 października członkowie naszego Oddziału PTT im. ks. Bogusława Królikowskiego COr oraz xx. Filipini w Tarnowie serdecznie zapraszają na godz. 18:30 na uroczystą Mszę Świętą odprawioną w intencji naszego patrona, a zaraz po niej czyli ok. godz. 19:30 na spotkanie i wspólną modlitwę na Starym Cmentarzu, przy grobie ks. Królikowskiego.

    Serdecznie zapraszamy członków i sympatyków Oddziału i Szkolnych Kół PTT w Tarnowie oraz wszystkich miłośników gór.



    Ksiądz Bogusław Królikowski COr w otoczeniu współbraci z Kongregacji Tarnowskiej
    (siedzi pierwszy z lewej)
  • 06-08.10.2011 XXIV Rajd "Złoty Liść - Wysowa 2011"

    Członkowie i sympatycy Szkolnego Koła Turystycznego PTT Nr 2 uczestniczyli na początku października w trzydniowym XXIV Rajdzie Górskim "Złoty Liść", organizowanym przez PTTK. Szliśmy szlakami Beskidu Niskiego.
    W pierwszy dzień odwiedziliśmy Cmentarz z I Wojny Światowej na Magurze Małastowskiej, a następnie wyruszyliśmy z urokliwej, łemkowskiej miejscowości Skwirtne, aby przy cerkwi wejść na zielony szlak prowadzący przez górę Kozie Żebro (847 m. n.p.m.) do Wysowej. Wysowa to uzdrowisko słynące z wód leczniczych i spokojnej atmosfery, sprzyjającej relaksowi.
    Po zakwaterowaniu w ośrodku "Zacisze", czekała nas obiadokolacja, a po niej dyskoteka do muzyki na żywo granej przez zespół ze Słowacji. Nasi południowi sąsiedzi doskonale radzili sobie z wykonaniem najnowszych przebojów tanecznych, ale i hitów z repertuaru Golec uOrkiestry czy Brathanków.


    06.10.2011 - XXIV Rajd "Złoty Liść" - (fot. Marcin Zaród)

    Drugi dzień rozpoczął się od zwiedzenia zabytkowej cerkwi w Hańczowej, po której wnętrzu, jak i po tajnikach Prawosławia, oprowadził nas tutejszy pop. Następnie, po przejeździe do Wysowej, wyszliśmy na szlak prowadzący na Świętą Górę Jawor, słynącą z objawienia Matki Bożej, która ukazała się tam jednej z mieszkanek Wysowej, łemkini o imieniu Klafira, w 1925 roku. Na górze zatrzymaliśmy się przy tamtejszym sanktuarium, a naszą uwagę zwróciły liczne ustawione wokół kaplicy krzyże oraz studnia z cudowną wodą.
    Potem było jeszcze tylko strome podejście z widokami na stronę słowacką, kilkugodzinne przejście szlakiem granicznym, by wreszcie, częściowo popędzani deszczem, zejść do Przełęczy Wysowskiej, a potem z powrotem do Wysowej. W międzyczasie zdążyliśmy zaliczyć kontakt z tamtejszą mieszkanką, czyli salamandrą plamistą, oraz strome zejście z góry stylem "byle bliżej ziemi, ale bez przesady".



    by Marcin Zaród

    Wieczorem odbył się konkurs wiedzy o Beskidach, w którym wzięło udział trzech naszych przedstawicieli - Piotrek Masło, Bartek Dańda i Paweł Wywrot. Dwaj z nich ulokowali się na podium, a Pawłowi zabrakło do tego jednego punktu.
    Niezwykłą niespodziankę przygotowała nam na wieczór... pogoda. Około godziny 20 zaczął padać śnieg. Część grupy wykorzystała okazję, żeby po raz pierwszy tej jesieni porzucać się śnieżkami.
    Powrót do Tarnowa odbył się rankiem ostatniego dnia rajdu.

    Marcin Zaród


    07.10.2011 - XXIV Rajd "Złoty Liść" - (fot. Marcin Zaród)

  • 21/22.10.2010 Wyruszamy do Nepalu

    W nocy z czwartku na piątek rozpoczynamy naszą wyprawę trekkingową w Himalaje Nepalu. Pierwszym etapem będzie przejazd busem z Tarnowa na lotnisko Okęcie. Następnie via Moskwa lecimy do New Delhi, a stamtąd do stolicy Nepalu Kathmandu. Po odebraniu stosownych zezwoleń (trasa przebiega przez obszar objęty ochroną – Annapurna Conservation Area Project /ACAP/) i wymianie pieniędzy podróżujemy busem do miejscowości Besisahar skąd rozpoczynamy trekkingową część eskapady. W górach zamierzamy spędzić ok. 18 dni. W tym czasie planujemy obejść masyw Annapurny i m.in. wejść na przełęcz Thorung La (5416 m n.p.m.), dotrzeć do jeziora Tilicho Tal (ok. 5000 m n.p.m.) oraz Muktinath – świętego miejsca pielgrzymek buddystów i hindusów. Wędrówkę zakończymy w Pokharze, szóstym, co do wielkości mieście Nepalu, ale pod względem popularności wśród turystów ustępującemu jedynie stolicy kraju. Jeżeli czas pozwoli chcemy w drodze powrotnej zwiedzić zarówno Pokharę jak i Kathmandu. Powrót do kraju odbędziemy znowu przez Moskwę i w nocy z 14 na 15 listopada powinniśmy zameldować się z powrotem w naszym rodzinnym mieście.


    Uczestnicy trekkingu niemal w komplecie - (fot. Marcin Wiśniewski)

    Wyprawę organizujemy jako członkowie tarnowskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, chcąc czynnie włączyć się w obchody "Roku Miasta Tarnowa" i uczcić w ten sposób 680 rocznicę lokacji naszego miasta. Pragniemy podkreślić, że honorowy patronat nad naszym przedsięwzięciem objął Prezydent Miasta Tarnowa Pan Ryszard Ścigała. Większość funduszy potrzebnych na realizację wyprawy w Himalaje Nepalu pochodzi z naszych prywatnych środków, ale otrzymaliśmy również wsparcie finansowe z Urzędu Miasta Tarnowa oraz tarnowskich firm WIALAN i CP TRADE, za co serdecznie dziękujemy. Podziękowania za pomoc logistyczną kierujemy też do pani Beaty Czerniak z Klubu Podróży w Tarnowie.

    Janusz Foszcz


    I ukłon w stronę sponsorów - (fot. Marcin Wiśniewski)

  • Powstało Szkolne Koło PTT Nr 1 w Tarnowie

    Z ogromną radością pragnę poinformować, iż w odpowiedzi na wniosek z dnia 16.10.2009 r. podpisany przez jedenastu uczniów tarnowskiego Gimnazjum Nr 4 im. Jerzego Brauna, Zarząd Oddziału PTT w Tarnowie powołał do życiaSzkolne Koło PTT Nr 1 im. Jana Pawła II. Stało się to 29.10.2009 r. na zebraniu założycielskim, które odbyło się we wspomnianym już Gimnazjum Nr 4 przy ul. Bitwy pod Studziankami 5 w Tarnowie, gdzie nowe Koło ma swoją siedzibę. Na spotkanie zaproszony został Zarząd tarnowskiego Oddziału PTT, który reprezentowany był przez sześć osób (Bernadeta Kwaśna, ks. Robert Piechnik COr, Janusz Foszcz, Kamil Nowak, Marek Trojan i Jerzy Zieliński). Zebranie rozpoczęła wicedyrektor szkoły p. Alicja Ostrowska, która po bardzo serdecznym przywitaniu wszystkich zgromadzonych wyraziła w imieniu swoim i Dyrekcji Gimnazjum poparcie dla inicjatywy utworzenia koła turystycznego dla młodzieży. W dalszej części przedstawiciele PTT przybliżyli zebranym "w kilku słowach" historię Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i jego działalność oraz uroczyście wręczyli dwunastu uczniom legitymacje członkowskie PTT, którzy z kolei wybrali władze Koła oraz nadali mu imię Ojca Świętego Jana Pawła II. Prezesem i Opiekunem Szkolnego Koła została inicjatorka tego przedsięwzięcia p. Beata Wideł - nauczyciel języka niemieckiego, członek-założyciel tarnowskiego Oddziału PTT, Przewodnik Beskidzki i Przewodnik GOT PTT, sekretarzem Michał Król z klasy I e, a skarbnikiem Piotr Łącki z klasy III f. (W chwili obecnej do Koła należy już czternastu uczniów z sześciu klas).


    29.10.2009 - Spotkanie Założycielskie SK PTT Nr 1 w Tarnowie - (fot. Jerzy Zieliński)

    Po części oficjalnej młodzież wraz z opiekunem zabrała gości z PTT na "wycieczkę" po szkole oraz do Izby Pamięci poświęconej patronowi Gimnazjum - Jerzemu Braunowi. Dopełnieniem tego bardzo miłego i szczególnego wieczoru był sympatyczny poczęstunek wypiekami domowymi, które przygotowali sami uczniowie ;-)

    W tym miejscu bardzo dziękujemy Dyrekcji Gimnazjum Nr 4 za przychylność i życzliwość okazaną PTT, naszej koleżance Beacie za zapał, a uczniom za zaangażowanie i zainteresowanie turystyką górską.

    Życzymy wszystkim wytrwałości i wielu udanych wycieczek górskich i krajoznawczych.

    Jerzy Zieliński


    29.10.2009 - Pamiątkowe zdjęcie uczniów oraz członków Zarządu O/PTT w Tarnowie
    (fot. Marek Trojan)

  • Spotkanie przy grobie Patrona

    Spotkanie przy grobie Patrona Oddziału PTT w Tarnowie

    Księdza Bogusława Królikowskiego COr


    Podobnie jak w ubiegłym roku, serdecznie zapraszamy wszystkich członków i sympatyków PTT na wspólne spotkanie przy grobie Patrona naszego Oddziału - Księdza Bogusława Królikowskiego COr na Starym Cmentarzu w Tarnowie.


    Zbieramy się przed głównym wejściem na Stary Cmentarz w najbliższą sobotę
    31 października 2009 roku o godzinie 1300


    Oczywiście przynosimy ze sobą znicze


    02.11.2008 - Członkowie PTT w Tarnowie przy grobie Patrona - (fot. Marek Trojan)



  • 09-11.10.2009 Deszczowy Beskid Żywiecki

    Miała być piękna złota polska jesień, panoramki i dawnych wspomnień (Prezesa) czar. Termin wydawał się sprzyjający. W ubiegłym roku w tym samym czasie były cieplutkie i słoneczne Gorce, a teraz... Już piątkowy ranek w Tarnowie powitał nas zachmurzonym niebem. Podróż do Rycerki dłużyła się z powodu sporego ruchu na drogach. Nie pomagały nam też liczne remonty. Po drodze (Zgłobice, Wojnicz, Bochnia) zabieramy kolejnych uczestników. W końcu jazda dobiega końca, zostawiamy samochody u sympatycznych mieszkańców Rycerki, uzupełniamy "zapasy" i w drogę. Szlakiem czerwonym wspinamy się na Hutyrów Wierch, mijamy przekaźnik i oglądamy dość ograniczone (ze względu na zachmurzenie) panoramki. Teraz kilka kilometrów wspinaczki na Mładą Horę. Szlak coraz częściej zanika (czyżby ktoś oszczędzał farbę?) mimo to udaje nam się dotrzeć do Schroniska PTT zwanego "Chyzem u Bacy". Niestety Chyz zamknięty na głucho, Bacy ni ma, za to w drzwiach dwie karteczki: "Jestem u pszczół" i "Nie pukaj bo i tak nikt nie usłyszy". Wrażenie raczej przygnębiające. Zatem udajemy się dalej w drogę. Przez Jaworzynkę i Małą Rycerzową docieramy do Bacówki na Rycerzowej. Chmury coraz ciemniejsze, ale nie pada. W Bacówce czeka nas nocleg, a przed nim wieczorne rozmowy o górach przy małej piance. Rano budzi nas deszcz i jak się okaże pozostanie już z nami do końca. Wokół kłębią się chmury. Jemy śniadanie i w strumieniach wody kierujemy się w stronę Przegibka. Mijamy słynącą ze wspaniałej panoramy Wielką Rycerzową i po godzince meldujemy się w Schronisku na Przegibku. Jest w nim cieplutko, cicho i przytulnie. Nie dziwi, że właśnie to schronisko zdobyło pierwsze miejsce w rankingu schronisk miesięcznika "npm". Bogate menu i lany żywiecki porter, jakiego Boguś nie "smakował" już 30 lat... Musimy troszkę podeschnąć więc podejmujemy decyzję, że właśnie tutaj zjemy obiad. Dwie godziny mijają nam wyjątkowo szybko. Wychodzimy na zewnątrz w momencie, gdy na chwilkę przestaje padać. Jak na zamówienie, bo właśnie wtedy przyjmujemy do naszego turystycznego grona (czytaj tarnowskiego Oddziału PTT) nową koleżankę - Monikę.


    10.10.2009 - Przed schroniskiem na Przegibku - (fot. Piotr Fido)

    Deszcz zaczyna kropić i po chwili już leje, a przed nami jeszcze 10 km marszu (o 410 metrach przewyższenia nie wspominając). Dokładnie przemoczeni (w kilku grupkach) docieramy do schroniska na Wielkiej Raczy. Wieczorem Karolina urządza turystyczne przyjęcie urodzinowe (jeszcze raz "Sto lat"). Pojawia się też obawa, że nie zdążymy się wysuszyć do rana. Zasypiamy kołysani stukającym w dach deszczem. Ranek nie przynosi żadnych zmian. Niedzielna tradycyjna jejecznica w schronisku, potem poranna kawa i czekolada. Zmieniamy swoje plany. Decydujemy, że nie pójdziemy do Zwardonia, tylko zbiegniemy do Rycerki Górnej. Tak będzie szybciej. A deszcz pada i pada, nie przestaje nawet wówczas, gdy zajmujemy miejsca w samochodach... i będzie nam towarzyszył, aż do samego Tarnowa.

    Janusz Foszcz


    11.10.2009 - Przed schroniskiem na Wielkiej Raczy - (fot. Jerzy Zieliński)

  • 04-05.10.2014 - "Jesień na Połoninach"

    Weekend na jesiennych połoninach...

    Dwa lata upłynęło od naszej ostatniej wizyty w Bieszczadach, zakątku polskich gór cieszącym się zasłużoną opinią jednego z tych miejsc, gdzie barwy jesieni są najpiękniejsze. Wówczas eksplorowaliśmy rejon Tarnicy i Rawek, czyli bieszczadzką klasykę. Tym razem wybór padł na równie „klasyczną” Połoninę Wetlińską i raczej mało znane okolice - szlak graniczny od Roztok Górnych do Rabiej Skały i dalej do Wetliny przez Paportną.
    Apetyt na żółto-brązowo-pomarańczową jesień na bieszczadzkich bukach zaostrzały nam kolejne prognozy pogody. Powiedzieć, że były zachęcające to powiedzieć zdecydowanie za mało. Na ogół na portalach zajmujących się prognozowaniem pogody dominowało duże złote słońce. Nic więc dziwnego, że w tych okolicznościach pogodowo-przyrodniczych nie było problemu z zapełnieniem busa. A nawet  pojawił się nadkomplet, w czym spory udział miała reprezentacja Podkarpacia.
    Nieco senna atmosfera w busie zaczęła ożywiać sie za Jasłem. Widok wyłaniających się z porannych mgieł Pasma Magurskiego i Grzywackiej Góry wlał radość w nasze serca.


    04-05.10.2014 - "Jesień na Połoninach"- (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Ta radość była jeszcze potęgowana przez opowieści niezawodnego Pana Janusza, etatowego „oddziałowego” kierowcy, o przygodach niejakiego Pana Franka. Skojarzenie z Przygodami Pana Michała jest nie do końca trafne i to nie tylko ze względu na brak tzw. frazy sienkiewiczowskiej u naszego drivera. W przeciwieństwie bowiem do bohatera Trylogii, Pan Franek odnosił na polu miłosnym wielkie sukcesy...
    Opowieści były może i rubaszne, ale w końcu „język nasz surowy, humor prosty”, by odwołać się do klasyka z zupełnie już współczesnej epoki.
    W okolicach Dukli, tzw. tyły zaczęły sygnalizować potrzebę krótkiego popasu. Wobec braku infrastruktury sanitarnej przychodzi nam zatrzymać się na polu biwakowym Stasiane. Jesteśmy w sercu tzw. Beskidu Dukielskiego. Przez chwilę spoglądamy na południowe zbocza Piotrusia, na których jesień wyraźnie zaznacza już swoją obecność. Szkoda tylko, że cały czas dość nisko utrzymują się mgły.
    Ale nic to Baśka, przecież w góry jedziemy... No właśnie, okazało się nawet, że niewiele brakowało abyśmy je całkiem przejechali. Początek trasy zaplanowany mieliśmy przy schronisku w Roztokach Górnych, a tymczasem nasz bus zatrzymał się na Przełęczy nad Roztokami, gdy asfalt nieoczekiwanie „urwał się”.


    04-05.10.2014 - "Jesień na Połoninach"- (fot. Artur Marć)

    Tym razem jednak nie była to wina sołtysa z Wąchocka trudniącego się podobno wieczornym zwijaniem asfaltu w swojej miejscowości. Po odczytaniu nazwy z tabliczki przy szlaku zdajemy sobie sprawę, że jeszcze parę metrów i będziemy na gościnnej, kofolą i piwem słynącej, słowackiej ziemi. Odprawiamy Pana Janusza do Wetliny, a sami zaczynamy mozolną wędrówkę w stronę Okrąglika. Uporczywie przedzieramy się przez mgłę. Czyżby prognozy pogody miały okazać się nietrafione?
    Tuż pod wierzchołkiem Okrąglika okazuje się, że Bieszczadzkie Anioły czuwają nad nami. Warto było wstać o godzinie o której niektórzy dopiero kończą znojny wieczór. Mgły zostały w dolinach, a nad naszymi głowami pojawia się coraz więcej błękitu. Widzimy przed sobą słowackie doliny i ukraińskie Bieszczady na horyzoncie. Na Okrągliku decyzja może być tylko jedna. Na chwilę zmieniamy kurs i „odbijamy” na nieodległe Jasło. Mamy na myśli oczywiście znany z pięknej panoramy szczyt, nie zaś podkarpackie miasto znane z produkcji rur PCV i drużyny piłkarskiej o wieloznacznej nazwie „Czarni”.
    Na wierzchołku obserwujemy spektakl słońce-mgły-niebo. I oczywiście góry. Bo one zawsze odgrywają pierwszoplanową rolę. Niektórzy pozostają jednak niewrażliwi na otaczający świat. No cóż, młodzież musi się jeszcze wiele nauczyć.


    04-05.10.2014 - "Jesień na Połoninach"- (fot. Artur Marć)

    Po Jaśle idziemy dalej jak po maśle... Na Płaszy krótki odpoczynek i zwarcie szyków. Ale kulminacja wrażeń i wysokości dopiero przed nami. Na Przełęczy pod Dziurkowcem jest już tylko błękit na górze, zaś na dole wszystkie odcienie brązu i żółci.
    Kilkanaście minut do góry i znów zrzucamy plecaki z ramion. Żadna siła, ani nawet obietnica nagrody nie zmusiła by nas wtedy do kontynuowania marszu. Jesienne Bieszczady prezentują swoje najlepsze oblicze. Wszak po to tutaj przyjechaliśmy. Pasiemy nasze oczy cudnymi krajobrazami. Nieudolnemu autorowi relacji brak talentu by je opisać, więc zainteresowanych odsyłam do galerii zdjęć.
    W ruch idą oczywiście wszystkie zabrane z domu aparaty i smartfony. To zapowiedź, że oprócz galerii na stronie PTT Tarnów pojawią się nowe fotki na FB i oznaczenia miejsc pobytu. Ech, nie śniło się jeszcze niedawno bieszczadzkim zakapiorom, że w tzw. czasie rzeczywistym cały świat dowie się niemal natychmiast, gdzie jest spragniony wrażeń miłośnik połonin...
    Tuż przed piętnastą nadchodzi pora by „odtrąbić wsiadanego”. Niechętnie opuszczamy łąkę na Dziurkowcu. Niestety jesienne dni są krótkie, zaś przed nami jeszcze co najmniej dwie godziny marszu.


    04-05.10.2014 - "Jesień na Połoninach"- (fot. Artur Marć)

    Rozciągnięta kolumna zbiera się oczywiście przy punkcie uzupełnienia zapasów spożywczych w Wetlinie. Dawne czasy gdy w tutejszym sklepie można było kupić jedynie pasztet i paprykarz szczeciński należą do przeszłości. Teraz nie brak tu nawet sporego wyboru win, które są w stanie zadowolić podniebienia naszych najbardziej wybrednych koleżanek. Zatem dalsza część soboty upływa nam przy wyrobach będących efektem fermentacji i pieczenia.
    Niedzielny poranek obudził nas aurą zdecydowanie gorszą niż w sobotę. Mgły mocno ograniczają nam widoczność na szczytowe partie Połoniny Wetlińskiej. Oczywiście to nas nie zraża, wszak postawione zadanie trzeba wykonać. Do Chatki Puchatka docieramy najkrótszym, tzn. żółtym szlakiem z Przełęczy nad Brzegami Górnymi. Kultowa Chatka znana jest chyba każdemu miłośnikowi bieszczadzkich klimatów. Tym razem niestety tonie we mgle. Zamiast zatem przysiąść przed schroniskiem, nasza grupa szczelnie zapełniła salę jadalni. W opowieściach powróciły wspomnienia oddziałowego pobytu z 2010 r., kiedy schronisko dowodzone przez najsłynniejszego chyba chatara w Polsce, Lutka Pińczuka, było bazą noclegowo-gastronomiczną wyjazdu...
    Przed schroniskiem wykonujemy tradycyjną „fotkę z flażką”. Zbyszek, któremu najwyraźniej nie przeszkadza chłód październikowego poranka, bierze na rękę Iwonę i unosi ją, tzn. Iwonę, w górę. Czyżby nowa bieszczadzko-tarnowska wersja „Damy z łasiczką”?


    04-05.10.2014 - "Jesień na Połoninach"- (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Zaszczyt bycia bohaterem niedzieli przypadł w udziale niewątpliwie Zbyszkowi. Maszerując Połoniną Wetlińską w stronę Smereka zauważył poniewczasie, iż jego plecak tak nie do końca jest jego. Kolor się wprawdzie zgadza, ale cała reszta już nie. Pobieżne przeszukanie plecaka nie zdradza wprawdzie od razu właściciela, ale wydobyte z jego czeluści artefakty niewątpliwie wskazują, że jest to kobieta płci żeńskiej. Dopiero telefoniczna konsultacja ze znawcami oddziałowego ekwipunku, pozwala ustalić kto jest właścicielem plecaka. Zaznaczyć chciałbym, iż właścicielka została zidentyfikowana na podstawie marki plecaka, nie zaś na podstawie kryjących się w jego wnętrzu akcesoriów.
    Szczęściem to był już koniec przygód Zbyszka w Bieszczadach, poza koniecznością doniesienia plecaka gdzie trzeba, tzn. do busa oraz przymusowym kilkugodzinnym postem, jako że Zbyszkowe kanapki oczekiwały na skonsumowanie w busie.
    Podróż do domu przebiegała w zadziwiająco spokojnej, biorąc pod uwagę skład osobowy wyjazdu, atmosferze. Postój na Stasianym, rzut oka na Grzywacką i nadeszła pora pożegnania. A Bieszczady niewątpliwie odwiedzimy jeszcze nie raz...

    Artur Marć


    04-05.10.2014 - "Jesień na Połoninach"- (fot. Artur Marć)

  • 20.09.2014 "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap V

    Mimo zwodzących prognoz pogody...

    ...nikomu nie przychodzi do głowy by jakiś tam deszcz pokrzyżował nam plany związane z zaliczeniem, kolejnego - V-tego już etapu akcji Tarnów-Wielki Rogacz 2014. Zaplanowana trasa na ten etap to Młyńczyska - Przełęcz Snozka. Granatowe chmurki próbują straszyć - ale nie nas. My potrafimy się przeciwstawić! Dla takich szczytnych przedsięwzięć pogoda musi być dla nas wyrozumiała. Cieszymy się zatem, że mimo tych straszących chmur deszcz się nas boi i stara się do nas nie zbliżać. No, a według naszych info od tych, którzy musieli zostać w domu: w Tarnowie strasznie leje... O jakże nam ich przykro… (no wcale się z nich nie śmiejemy).
    Startujemy z Młyńczysk, bo tam właśnie - choć wcale nieoczekiwanie zakończyliśmy poprzedni etap. Skoro więc tu zaczynamy, to przyjrzyjmy się bliżej tej miejscowości. Jej nazwa pochodzi prawdopodobnie od licznych młynów znajdujących się na tym terenie przed laty. Najbardziej znaną atrakcją turystyczną okolicy jest 13-metrowy krzyż milenijny i położone nieopodal niego stacje Drogi Krzyżowej, wg projektu Andrzeja Pasonia ze Starego Sącza, ulokowane na przełęczy Cisowy Dział. Dalej podążamy w kierunku Modyni. To jeden z najwyższych szczytów w Beskidzie Wyspowym, potężnie wypiętrzony nad otaczającymi dolinami potoków Zbludza i Jastrzębik. Okazale prezentuje się zwłaszcza od strony zachodniej, jej czarna i zalesiona sylwetka przypomina grzbiet wieloryba. Szczyt jest zwornikiem dla trzech długich grzbietów: Jasieńczyka, Piechówki i Okręgu, dochodzących aż do doliny Dunajca. Niegdyś na szczycie znajdowała się drewniana wieża triangulacyjna, toteż miejscowi mówili na nią Patryja. Trianguł został zwalony przez silną wichurę na początku lat osiemdziesiątych XX w. Sam szczyt jest zalesiony, ale panoramę w kierunku zachodnim można zobaczyć z poręby przy szlaku niebieskim na przełęcz Ostrą. Na kopule szczytowej, od strony płn.-zach. wychodnia skalna z inskrypcjami, wyrytymi prawdopodobnie przez okolicznych mieszkańców.
    O Modyni pięknie pisał Kazimierz Sosnowski w swym wiekopomnym przewodniku po Beskidach Zachodnich: Dość daleko od kolei odsunięta i mało uczęszczana ta góra. Od północy stroma i dzika, buczyną aż po podłużny wierzchołek zarosła. Po jej zachodnim podnóżu toczy się gościniec Tymbark - Zabrzeż, który między Zalesiem, a Zbłudzą przewija się przez malowniczą gardziel górską.


    20.09.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap V - (fot. Artur Marć)

    Sama góra nie ma w sobie nic osobliwego, natomiast jej zalesiony wierzchołek daje widok niespodziewanie piękny. Ciągnie się bowiem na jego południowym skłonie duża, obsiana owsem polana (na tej wysokości rzecz wyjątkowa) z której w stronę południową widok nadzwyczaj daleki i okazały na trzy fale gór...” Z Modyni śmigamy w kierunku Kamienicy. Nasz niebieski - przebiega przez rynek tej miejscowości i prowadzi w kierunku południowym przez osiedle Klenina do doliny Ochotnicy. W Ochotnicy zmuszeni jesteśmy uzupełnić płyny, bo nie można się odwodnić… Zatem chwila przerwy, przy Delikatesach, nawadniamy się, konsumujemy kanapki… No i dalej! Śmigamy na Lubań (1211 m). Zacny to szczyt, bo już od 1860 kuracjusze ze Szczawnicy wyjeżdżali chłopskimi furkami pod jego wierzchołek. W 1912 wyznakowano pierwszy szlak turystyczny z Krościenka. Przy Samorodach w latach 1936-1939 Tatrzańskie Towarzystwo Narciarzy wybudowało schronisko turystyczne o około 100 miejscach noclegowych. Podczas II wojny światowej służyło głównie partyzantom i ukrywającej się przed Niemcami okolicznej ludności, był tu punkt etapowy i zaopatrzeniowy polskich partyzantów. W odwecie Niemcy 24 września 1944 r. spalili schronisko, przy okazji zabijając dwóch partyzantów. Kolejne schronisko zbudowane zostało przez PTTK w latach 1973–1974 na polanie Wyrobek (Wyrobki), na południe od szczytu. Była to bacówka - mały obiekt przeznaczony dla turystyki kwalifikowanej. Spłonęła doszczętnie w styczniu 1978 r. Kamienne fundamenty i piwnice po obydwu tych schroniskach istnieją do dzisiaj. Na polanie działa od lat 60. XX w. studencka baza namiotowa Lubań. Czynna jest w miesiącach wakacyjnych. Początkowo należała do BPiT Almatur z Krakowa, a obecnie do krakowskiego Oddziału Akademickiego PTTK. Zawsze prowadzona była przez przewodników ze Studenckiego Koła Przewodników Górskich w Krakowie. Nocować tutaj można we własnym namiocie, lub w dużym bazowym. Są namioty-stołówki, zadaszona wiata, wodę czerpie się ze źródełka położonego na południowych stokach Lubania (przy szlaku turystycznym na przełęcz Snozka). Jesteśmy dumni, bo nasza koleżanka Gosia rezyduje w lecie i zawsze możemy liczyć na żurek i wspaniałe naleśniki. No, a żeby tak zaczarować klimat Lubania to warto wspomnieć, że według ludowych podań Lubań to miejsce przeklęte i magiczne zarazem. Miejscowi czarownicy toczyli tutaj między sobą spory.


    20.09.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap V - (fot. Artur Marć)

    Po wypowiedzeniu przez jednego z baców-czarowników straszliwego przekleństwa całe stado owiec wraz z juhasami zapadło się pod ziemię. Podobno w dniu św. Jakuba (25 lipca) z tego miejsca wydobywają się spod ziemi okrzyki juhasów i dzwonki owiec. No strach się bać… Ale nam pora kierować się w stronę czekającego busa, by wrócić do domku. Śmigamy więc do przełęczy Snozka. Tam jeszcze kilka fotek „organów”. No, bez skojarzeń. Chodzi o znajdujący się w pobliżu 13-metrowej wysokości pomnik-rzeźba autorstwa Władysława Hasiora poświęcony, jak głosiła inskrypcja na leżącym obok głazie: Wiernym synom Ojczyzny poległym na Podhalu w walce o utrwalenie władzy ludowej. Odsłonięty został w 1966 r. Pomnik ten zwany jest organami, gdyż został zaprojektowany w ten sposób, aby wydawał dźwięki podczas podmuchów wiatru. Inskrypcję na pomniku skuto, ale sama rzeźba została odrestaurowana, mimo że wielu mieszkańców domagało się jej usunięcia. Wspomnieć jeszcze w tym miejscu muszę (ponieważ mam sentyment do braci Węgrów) - to właśnie tędy, kiedyś tam prowadził trakt na Węgry. Wreszcie docieramy do busa, co niektórzy padnięci, ale na pewno wszyscy zadowoleni.
    Ale na koniec rozpoczyna się najlepsze… Niby wszyscy zmęczeni, co nie znaczy że brak energii. Jej pokłady, potrafią się wydobyć nawet z najbardziej wyczerpanych organizmów. I właśnie ta energia skupia się na… Kani Stanisława (Nie mylić z: http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Kania). Nasz kolega zafascynowany tak uroczym grzybkiem postanowił pochwalić się nim w domu. No jednak najpierw Kania musiała zaliczyć busa i nasze towarzystwo. Oj działo się! Kania rozochociła całego „busa”. Sypały się pomysły na przyrządzenie zacnego grzyba. Nasze dziewczęta z zachwytem patrzyły na ten cudowny okaz. Nie wiedzieć czemu padały takie teksty jak „ale trzon” i tym podobne - mam nadzieję, że bez podtekstów. Sypały się również przepisy, była tradycyjna bułka tarta, ciasto naleśnikowe Gosi… no, ale wygrała kurkuma... Skoro wygrała ok. Nie żebym dociekał. Ale niechcący zobaczyłem, jaki to afrodyzjak. No to teraz tylko zazdrościć Stasiowi…
    Kolejny etap szczęśliwie zaliczony. Dumni jesteśmy, bo to trochę wydłużona trasa. Cieszymy się. No i czekamy na kolejny. A tych co, coś opuścili, albo dopiero zobaczyli nasze przedsięwzięcie, serdecznie zapraszamy do kontynuowania, bądź nadrabiania naszej akcji: Szlak: Tarnów-Wielki Rogacz. Odznaki czekają…

    Przemysław Klesiewicz


    20.09.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap V - (fot. Przemysław Klesiewicz)

  • Marcin Zaród "Nauczycielem Roku 2013"

    Miło nam poinformować, że Marcin Zaród - opiekun i sekretarz naszego Szkolnego Koła PTT Nr 2 im. ks. Walentego Gadowskiego działającego przy V LO im. Janusza Korczaka w Tarnowie, a zarazem nauczyciel języka angielskiego w tamtejszym Liceum Ogólnokształcącym został "Nauczycielem Roku 2013" w konkursie organizowanym przez MEN i redakcję "Głosu Nauczycielskiego".
    Celem konkursu jest uhonorowanie nauczycieli cenionych przez uczniów, rodziców i społeczności lokalne. Natomiast V Liceum Ogólnokształcące otrzymało znak jakości "Szkoła na medal".
    W Dniu Edukacji Narodowej na Zamku Królewskim w Warszawie odbyła się uroczystość wręczenia nagród. W swoim wystąpieniu Marcin Zaród podkreślił znaczenie swojej latarniczej pracy i zaangażowania swoich uczniów w ruch PCRS (Polska Cyfrowa Równych Szans).

    Serdecznie gratulujemy Marcinowi i życzymy dalszych sukcesów!

    Źródło: V LO w Tarnowie


    (fot. Archiwum PCRS)

  • Budżet Obywatelski - Projekt Nr 28

    Szkolne Koło PTT Nr 1 im. Jana Pawła II, działające przy Gimnazjum Nr 4 im. Jerzego Brauna w Tarnowie gorąco zachęca wszystkich zameldowanych w Tarnowie do poparcia inicjatywy Gimnazjum Nr 4, zgłoszonej do drugiej edycji budżetu obywatelskiego.

    Projekt "Żyjmy na sportowo, aktywnie i zdrowo - modernizacja hali w Gimnazjum Nr 4" otrzymał numer 28.

    Mamy nadzieję, że dzięki Państwa poparciu uda nam się zebrać dostateczną ilość głosów, by móc w pełni korzystać z obiektu, który nie był modernizowany od ponad 25 lat.

    Głosowanie trwa od 01 do 07 października 2013 r. Więcej informacji można znaleźć na stronie www.tarnow.pl

    Dziękujemy i serdecznie pozdrawiamy!

    SK PTT Nr 1 im. Jana Pawła II w Tarnowie

  • 08.10.2011 Obchody XXX-lecia odrodzenia PTT w Krakowie

    W dniu 8 października 2011 r. w krakowskim Klubie Dziennikarzy "Pod Gruszką" odbyły się obchody XXX-lecia odrodzenia Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Uroczystości rocznicowe rozpoczęły się Mszą Świętą odprawioną w pobliskim Kościele Św. Marka w intencji nieżyjących uczestników Sejmiku OKR PTT. Mszy Świętej przewodniczył ks. Paweł Cyz COr - jeden z kapelanów naszego Oddziału PTT w Tarnowie, a homilię wygłosił ks. Adam Wąsik, który przez wiele lat związany był z niestety rozwiązanym już Oddziałem PTT w Jarosławiu.
    Same uroczystości w Klubie Dziennikarzy "Pod Gruszką" rozpoczęły się od wręczenia odznaczeń państwowych zasłużonym działaczom PTT przez obecnego na spotkaniu Wojewodę Małopolskiego Pana Stanisława Kracika. Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski otrzymali Antoni Leon Dawidowicz (O/Kraków) i Jan Weigel (O/Bielsko-Biała), a Srebrne Krzyże Zasługi Krzysztof Karbowski (O/Dęblin) oraz Ludwik Rogowski (O/Kraków).


    08.10.2011 - Pamiątkowe zdjęcie w Kościele Św. Marka w Krakowie - (fot. Ludwik Rogowski)

    Kolejnym punktem programu było wręczenie pamiątkowych dyplomów członkom PTT sprzed 1950 roku. Wśród dwunastu osób uhonorowanych w ten sposób znalazł się członek naszego Oddziału Pan Kazimierz Danko, który w roku 1949 jako 18-letni wówczas chłopak wstąpił do Oddziału PTT w Żywcu.


    10.08.2011 - Kazimierz Danko uhonorowany pamiątkowym Dyplomem - (fot. Jerzy Zieliński)

    Spotkanie jubileuszowe prowadził przewodniczący Komisji ds. Historycznych przy ZG PTT Janusz Machulik (O/Bielsko-Biała), a okolicznościowe referaty wygłosili Członkowie Honorowi PTT Stefan Maciejewski - o reaktywacji PTT w 1981 roku oraz Barbara Morawska-Nowak (O/Kraków) - o 22 latach legalnej i nieprzerwanej działalności naszego odrodzonego Towarzystwa od roku 1989 aż do dnia dzisiejszego.
    Na spotkaniu obecna była również ekipa TVP Kraków, dzięki której w wieczornej "Kronice Krakowskiej" ukazała się kilkuminutowa relacja z naszych obchodów rocznicowych.

    Jerzy Zieliński


    Pamiątkowy Dyplom Kazimierza Danko



    by Oddział PTT w Bielsku-Białej

  • Spotkanie przy grobie Patrona Oddziału

    Spotkanie przy grobie Patrona Oddziału PTT w Tarnowie

    Księdza Bogusława Królikowskiego COr


    W najbliższą środę 3 listopada 2010 podobnie jak w ubiegłych latach spotkamy się na Starym Cmentarzu w Tarnowie przy grobie naszego Patrona ks. Bogusława Królikowskiego COr

    Nie będzie w tym dniu spotkania w lokalu przy ul. Piłsudskiego 9 u xx. Filipinów

    Serdecznie zapraszamy wszystkich członków i sympatyków PTT.


    Zbieramy się przed głównym wejściem na Stary Cmentarz w najbliższą środę
    3 listopada 2010 roku o godzinie 1730


    Oczywiście przynosimy ze sobą znicze


    31.10.2009 - Członkowie PTT w Tarnowie przy grobie Patrona - (fot. Marek Trojan)


  • 09-10.10.2010 Jesień na Połoninach

    W oddziałowej eksploracji polskich gór przyszedł w końcu czas na Bieszczady. W porannych, sobotnich ciemnościach spotęgowanych mgłą, wyruszyliśmy na południowy wschód. W busie tłok, ale na szczęście każdy ma miejsce siedzące. Perspektywa oglądania jesieni w Bieszczadach jest jednak kusząca. Między siedzeniami plecaki (luk bagażowy busów ma mocno ograniczoną pojemność). Pilzno, Brzostek, Kołaczyce, Jasło, Krosno... Z czasem robi się jaśniej, ale mgła nie chce ustąpić. Puszcza dopiero w okolicach Iwonicza, by za chwilę pojawić się znowu. Od Sanoka jest już zdecydowanie lepiej. Krótki postój na stacji benzynowej w Baligrodzie, pozwala rozkoszować się błękitem i naprawdę rześkim powietrzem. O nocnym przymrozku świadczy gruba warstwa szronu. Wjeżdżamy w Bieszczady. Kolejna przerwa w Wetlinie. Niektórzy uzupełniają zapasy, wszak nocleg planujemy na Połoninie Wetlińskiej.
    Kilkanaście minut po dziewiątej meldujemy się na parkingu na Przełęczy Wyżniańskiej. Widoki przednie, ale mocny wiatr nie pozostawia złudzeń na to, co czeka nas na grani. Z małymi plecakami (cięższy sprzęt pozostawiamy w busie) udajemy się do punktu informacyjno-kasowego Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Po zakupieniu biletów możemy pomyśleć o wejściu na szlak. W kilku grupkach idziemy do Bacówki pod Małą Rawką. Potem (również w grupach) wychodzimy w stronę Rawek. Szlak po porannym przymrozku staje się już dość błotnisty (chociaż jak się później okaże to właściwie wtedy był jeszcze suchy). Na Małej Rawce musimy założyć kurtki, czapki i rękawiczki. Dmucha ostro, za to widoki piękne i rozległe. Robimy panoramę i wędrujemy dalej. Po chwili stoimy na Wielkiej Rawce. Wiatr skraca nasz pobyt do niezbędnego minimum i już po chwili przemieszczamy się wzdłuż granicy z Ukrainą w stronę Kremenarosa zwanego też Krzemieńcem. To bardzo interesujący szczyt, będący miejscem zbiegu granic Polski, Słowacji i Ukrainy. Świadczy o tym stosowny obelisk. Niedaleko (na południowym odgałęzieniu) znajduje się najbardziej na wschód wysunięty punkt Słowacji. Na Krzemieńcu organizujemy przerwę konsumpcyjną. Tym bardziej, że tutaj wiatru nie ma wcale, a świecące słońce zachęca do odpoczynku. Natychmiast pojawia się jednak "problem". W którym kraju zorganizować bufet. Szalę przechylają patrioci i biesiadujemy w kraju. Grupa stopniowo się powiększa. Pobyt na szczycie kończy pamiątkowe zdjęcie. Teraz z powrotem musimy dotrzeć do Bacówki. Błoto jest już zdecydowanie większe, podobnie jak i ruch na szlaku. Do góry podchodzą kolejne wycieczki, spotykamy również trójkę kolarzy (!!!), wypychających swoje rowery. Na zwróconą uwagę, że chyba pomylili szlaki, odpowiadają, że są z Warszawy i mogą jeździć gdzie chcą, a ponadto stać ich na to (czytaj: ewentualny mandat).
    W porze obiadowej zasiadamy przed Bacówką. Większość postanawia (tak jak było planowane) po posiłku podjechać busem na Przełęcz Wyżnią i stamtąd dojść na nocleg do Chatki Puchatka. Jest też grupa chcąca dotrzeć do rzeczonej chatki nieco dłuższą drogą przez Połoninę Caryńską. Żegnamy się zatem i schodzimy na parking. Zmiana plecaków (bądź ich dopakowanie) i w drogę. Szlakiem zielonym w niecałą godzinę dochodzimy do najwyższego wierzchołka Połoniny Caryńskiej. Na grani znowu ostro wieje. Widzimy jak z parkingu odjeżdża nasz busik. Chwila przerwy i schodzimy do Berehów Górnych. Tutaj robimy kolejną przerwę. Zbieramy siły na ostatni w tym dniu atak szczytowy. Nogi nie niosą nas już tak szybko. Mimo tego systematycznie zdobywamy wysokość. Jeszcze tylko krótki odpoczynek i patrząc na zachodzące słońce, w porywach zimnego wiatru docieramy do celu. Zegarki wskazują osiemnastą. Przyjaciele z alternatywnego wariantu zdążyli się już rozgościć. Wkrótce dołączamy i my do nich. Z wiadomych (dla osób znających Chatkę Puchatka) powodów oszczędzamy sporo czasu "na kąpieli" i czynnościach higieniczno–kosmetycznych i zasiadamy do wieczerzy. Na szczęście w plecakach przynieśliśmy sporo artykułów spożywczych i nikomu głód nie grozi. W bufecie dostępny jest za to wrzątek a później pojawia się jeszcze bigos. Nocne Polaków rozmowy i śpiewy kończymy przed jedenastą wieczorem.


    09.10.2010 - Zachód Słońca na Połoninie Wetlińskie - (fot. Marcin Wiśniewski)

    Nic dziwnego, że niektórzy bez problemu wstają na wschód słońca. A wiatr wieje w dalszym ciągu. Jest nawet zimniejszy niż wczoraj. Porządkujemy jadalnię czyli likwidujemy miejsca noclegowe i uczestniczymy we Mszy Świętej. odprawianej przez niezawodnego ks. Roberta vel Kilera. Po chwili przygotowujemy z resztek zapasów śniadanie i wychodzimy na Połoninę Wetlińską. Znowu wędrujemy w grupach. Widoki bardziej ograniczone niż w sobotę. Po grani wiatr przepędza chmury. Większość z Przełęczy Orłowicza postanawia zejść prosto do Bacówki w Jaworzcu. W kilka osób podchodzimy na Smerek.
    Pogoda poprawia się i widać coraz więcej błękitu. Panorama też niczego sobie. Dzięki temu mamy zaszczyt zamykać grupę. Schodzimy czarnym szlakiem, ciesząc oczy jesiennymi, bieszczadzkimi widokami. Niestety w końcu szlak wchodzi do lasu i zamienia się w tor przeszkód. Powalone i nie usunięte (niektóre od lat) drzewa nie stanowią problemu dla rozgrzanych mięśni. "Najlepsze" jeszcze dopiero przed nami. W okolicach Krysowej spotykamy poważnie ubłoconego i złorzeczącego dosadnie cyklistę. Ostrzega nas, że niżej szlak wiedzie na długim odcinku pokrytą wielocentymetrową warstwą błota drogą, bez żadnej możliwości obejścia bardziej przyjaznym terenem. Przyznam, że początkowo zignorowaliśmy kolarskie ostrzeżenie. Błota faktycznie było sporo ale jakoś udawało nam się go omijać. Do pewnego momentu jednak. Słowa rowerzysty potwierdziły się w stu procentach. Leśna droga, wykorzystywana do zrywki drewna była "jednym wielkim (kosmicznym) błotem", a wzdłuż niej chaszcze krzaków i jeżyn (bez możliwości przedarcia). Grzęznąc w błocie raz po raz, skacząc z jednej strony na drugą, wykorzystując kijki trekkingowe, dotarliśmy w końcu do bacówki. Obiad, bursztynowy napój spływający rozkosznie po przełyku, a potem krótki koncert gitarowy bieszczadzkiego poety i barda – Wojtka Szczurka. Kilka osób przywiezie do domu również jego tomiki wierszy. Czas płynie nieubłaganie. Opuszczamy bacówkę by po chwili przeprowadzić akcję "O jeden most za daleko" czyli krioterapia (bezpłatna) w Wetlince. Trzeba w końcu raz na jakiś czas umyć nogi (zwłaszcza po dwóch dniach wędrowania). Bieszczadzkie atrakcje powoli kończą się. Zajmujemy miejsca w busie. Droga powrotna mija szybko. Jeden krótki postój przed Krosnem i wraz z zachodzącym słońcem meldujemy się w Tarnowie.

    Janusz Foszcz


    10.10.2010 - Wschód Słońca na Połoninie Wetlińskiej - (fot. Marcin Wiśniewski)

1 % DLA PTT

 

Współpraca

 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
 
 
 
 
 

RABATY DLA CZŁONKÓW

Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama