15.10.2014 Prelekcja "W paszczy azorskich wulkanów"

Na zielonych Azorach czyli w pogoni za... wielorybem.

Po raz kolejny naszym gościem w ramach comiesięcznych prelekcji poświęconych ciekawym miejscom i tematom była Basia Kasperek. Nasza sympatyczna oddziałowa koleżanka postanowiła tym razem podzielić się z licznie przybyłymi słuchaczami swoimi wspomnieniami i wrażeniami z wyprawy na Azory, odbytej na przełomie maja i czerwca bieżącego roku. Dzięki temu na prawie półtorej godziny mogliśmy się przenieść ze złotojesiennego Tarnowa na jedno z… „najbardziej zielonych miejsc na świecie”. Taki tytuł uzyskały bowiem niedawno te należące do Portugalii i leżące na Atlantyku wulkaniczne wyspy, wygrywając międzynarodowy konkurs organizowany przez EUCC.
Basia wraz z dwójką znajomych dotarła na Azory samolotem, lecąc najpierw z Warszawy do Lizbony, a następnie do leżącego na wyspie Faial miasta Horta. W ciągu dwóch dni pobytu na Faial uczestnicy wyprawy przeszli wzdłuż całą wyspę zdobywając równocześnie jej najwyższe wzniesienie - Cobeco Gordo (Głowa Cukru) wznoszące się 1043 m ponad poziom oceanu. Na kolejną wyspę - Pico (Szczyt), cała trójka dotarła promem. W trakcie rejsu Basia uważnie wpatrywała się w oceaniczną toń. Wody wokół Pico uważane są bowiem za jedno z najlepszych miejsc do obserwacji waleni na całym Atlantyku. Sama wyspa była do lat 80-tych XX wieku ważnym ośrodkiem wielorybnictwa. Obecnie liczne firmy specjalizują się w rejsach, w czasie których turyści polują na największe na Ziemi ssaki jedynie za pomocą aparatów fotograficznych.


15.10.2014 - Prelekcja Barbary Kasperek - (fot. Przemysław Klesiewicz)

Niestety wysiłki naszej koleżanki spełzły póki co na niczym i na karcie pamięci swojego aparatu utrwaliła jedynie oceaniczne krajobrazy.
Nazwa wyspy Pico nie jest przypadkowa. Stanowi ona bowiem wynurzoną część wygasłego wulkanu. Jego wierzchołek (o tej samej nazwie co wyspa) jest zarazem najwyższym szczytem (2351 m n.p.m.) Portugalii. Nikt ze słuchających nie miał wątpliwości, że i ta góra (w przeciwieństwie do wielorybów) stanie się łupem Basi. Po chwili okazało się, że nasza pewność była całkowicie uzasadniona. Kolejne zdjęcia spowodowały jednak narastające u wielu słuchaczy uczucie zazdrości. Nocleg w namiocie rozbitym w wulkanicznym kraterze nie zdarza się bowiem codziennie. Frustrację pogłębiły dodatkowo fantastyczne widoki rozciągające się z wierzchołka. Wśród nich znane wszystkim zjawisko „morza mgieł” . Atlantyckie chmury niczym gęsta bita śmietana oddzielały strefę szczytu od niebieskiej toni Atlantyku. Po zejściu na niziny wyruszamy na zwiedzanie wyspy. Na uwagę zasługują tutaj przede wszystkim wpisane na listę UNESCO lokalne winnice ogrodzone murkami z kamieni wulkanicznych. Parę chwil później przenosimy się z naszą koleżanką na wyspę Sao Jorge. Kolejny prom i nadzieja na udane „polowanie”. Niestety znowu bez efektów. Smutek Basi łagodzi trochę fakt, że schodząc na ląd, trafiła tym samym do krainy płynącej mlekiem. Wyspa San Jorge przypomina bowiem do złudzenia wielkie zielone pastwisko z licznymi mniejszymi i większymi stadami krów. W związku z tym głównym zajęciem miejscowej ludności oprócz rybołówstwa jest mleczarstwo.


15.10.2014 - Prelekcja Barbary Kasperek - (fot. Przemysław Klesiewicz)

Wyspa słynie z serów. Zarówno tych świeżych, jak i dojrzewających. Produkowane są one w różnej wielkości mleczarniach. Z całą pewnością nie wszystkie zakłady przetwórstwa mleczarskiego na San Jorge można dojrzeć z Pico de Esperanca - najwyższego miejsca wyspy. Co wcale nie oznacza, że nie należy go zdobyć. Zwłaszcza kiedy jest się członkiem PTT. Z tego samego założenia wyszła Basia i wspięła się na liczący 1053 m. n.p.m. wierzchołek. Kolejny raz oddziałowa flaga powiewała więc nad azorską wyspą i Atlantykiem.
Ostatnią szansą na spotkanie z waleniami był rejs na San Miguel - największą ( z dziewięciu) wyspę archipelagu. Tym razem los okazał się trochę łaskawszy. Co prawda żaden płetwal, kaszalot czy orka nie wyłoniły się z atlantyckiej głębi, ale za to delfinów było pod dostatkiem. Ponieważ jednak te sympatyczne morskie ssaki zaliczane są do rzędu waleni, pogoń za wielorybem zakończona została sukcesem. Następne dni azorskiej eskapady upłynęły tarnowskim podróżnikom na oglądaniu atrakcji wyspy Sao Miguel. Na ekranie ujrzeliśmy najpierw zdjęcia z miasteczka położonego w „paszczy” krateru (stąd zaproponowany przez Basię tytuł prezentacji) drzemiącego wulkanu. Mieszkańcy żyjąc na „tykającej bombie” muszą być ludźmi o stalowych nerwach. Z drugiej jednak strony, widoki które oferuje im natura rekompensują w dużej części strach. Kolejne zdjęcia i nad naszą oddziałową salą zaczyna unosić się zapach siarki. Całe szczęście, że jesteśmy w klasztorze, otoczeni opieką przez św. Filipa Neri. Dzięki niebiańskim mocom bez problemów oglądamy fotografie rejonu położonego wśród siarkowodorowych wulkanicznych dziur w ziemi.


15.10.2014 - Prelekcja Barbary Kasperek - (fot. Przemysław Klesiewicz)

Nad nimi kłęby dymu. Sceneria iście piekielna. Nie przeszkadza to tubylcom wykorzystywać naturalne otwory jako… kuchenki do gotowania posiłków. Wkładają w nie garnki i zalepiają całość gliną. Z bram piekieł czas ruszyć bliżej nieba. Tym razem wejście na najwyższy punkt wyspy zostaje zamienione na trasę wokół jezior Sete Cidades. Powstały w dwóch ogromnych wulkanicznych kraterach. Przejawów działalności wulkanicznej jest tutaj zresztą dużo więcej. Do najważniejszych należą gejzery i gorące źródła. Wyspa słynie też z jedynych w Europie plantacji herbaty. Aby dokładnie obejrzeć wszystkie atrakcje Sao Miguel należałoby spędzić tutaj przynajmniej tydzień. A urlop jest przecież taki krótki. Wyprawa dobiega końca. Jeszcze tylko dzień wśród magicznych uliczek Lizbony i czas na lądowanie w Warszawie i powrót do codziennej rzeczywistości. Prezentację kończy projekcja kilku krótkich filmików nakręconych przez Basię w czasie wyjazdu. Czy to już wszystko? Okazuje się, że nie! Jest jeszcze niespodzianka. Uczestnicy mogą poczuć organoleptycznie smak azorskich wysp. Basia przygotowała bolos lêvedos – pyszne okrągłe drożdżowe bułeczki smażone na patelni. Pochodzą z Sao Miguel i są miejscowym przysmakiem. Tubylcy smarują je najczęściej masłem lub dżemem, albo polewają miodem. My degustujemy je smarując dżemem z moreli. Dzięki temu w głowach niektórych osób kiełkować zaczyna już chyba powoli marzenie o Azorach. A marzenia…

Janusz Foszcz


15.10.2014 - Prelekcja Barbary Kasperek - (fot. Przemysław Klesiewicz)

Współpraca

 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
 
 
 
 
 

RABATY DLA CZŁONKÓW

Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama