27.12.2009 Poświąteczny spacer na Liwocz
Święta minęły szybko, ciepło i rodzinnie. A ponieważ dostarczyliśmy organizmom "trochę" więcej niż zwykle kalorii, toteż musieliśmy coś z tym fantem zrobić. Już przed dwoma laty wymyśliliśmy tzw. "poświąteczne spacerki" mające na celu rozruszanie zastanych kości i oczyszczenie ciał po tych wszystkich barszczykach, uszkach, pierogach, karpiach... I oto kolejny ze spacerków za nami. Mało zimowy, ale na szczęście nie błotnisty (podziękowania dla Dziadka Mroza). Zaczął się jak na niedzielę przystało Mszą Świętą w naszym "garnizonowym" kościele xx. Filipinów. Pożegnani czule przez kapelanów wyruszyliśmy samochodami przez Tuchów, Ryglice, Joniny do Wisowej. Pogoda przyjemna i już po drodze pojawiają się Taterki (ale miła niespodzianka) oraz resztki śniegu w przydrożnych rowach (no w końcu jest zima). Za chwilę dołączyła do nas grupa z "Fasolowej Doliny" czyli Halinka z Bogusiem. Teraz w ruch idą kijki, spod butów aż dymi i w niespełna dwie godzinki dotarliśmy na Liwocz. Po drodze niektórzy z nas zaliczyli jeszcze zapomniany, zniszczony kirkut. W samo południe ucztujemy na widokowym tarasie pod krzyżem - a nad kaplicą. Niestety i tutaj dopadają nas kulinarne wspomnienia świąt. Jest radość, są widoki i nie chce się schodzić. Gdzieś z Kopy Kondrackiej pozdrawia nas Rafik. Nie możemy go dostrzec. Jednak i on i my widzimy wspólnie Rosochatkę i Jodłową. Rozpoczynamy zejście i po drugiej meldujemy się na "przyleśnym parkingu". Wracamy przez Zalasową i Skrzyszów. Za niespełna godzinkę jesteśmy już w domach, a spacerek przechodzi do historii i zasila "wyjazdy, które już są za nami".
Janusz Foszcz
27.12.2009 - Poświąteczny Spacer na Liwocz - (fot. Jerzy Zieliński)