Kontakt

Filtr
  • 20.09.2017 - Podsumowanie zebrania Zarządu Oddziału PTT w Tarnowie

    W środę 20.09.2017 roku w sali oddziałowej odbyło się Zebranie Zarządu Oddziału PTT w Tarnowie. Po powitaniu przybyłych, prezes Kinga Buras przedstawiła porządek obrad, który został jednogłośnie przyjęty. Podczas posiedzenia zostały omówione istotne dla Oddziału sprawy oraz przegłosowano uchwały dotyczące jego dalszego funkcjonowania. Wśród podjętych uchwał, jedna dotyczyła ustanowienia odznaki turystycznej za przejście szlaku długodystansowego łączącego Grybów i Rzeszów. Uczestnicy spotkania dyskutowali też o przyszłorocznej ofercie wycieczek górskich, tematach comiesięcznych prelekcji podróżniczych oraz atrakcjach, które zostaną przedstawione niebawem. Omówiono również sprawę wpłat składek członkowski oraz bieżące sprawy oddziałowe.

  • Camino po raz drugi, czyli rowerem do Composteli

    Po raz drugi ks. Michał Witek z zaprzyjaźnionego z naszym Oddziałem Zgromadzenia Księzy Filipinów w Tarnowie miał sposobność przemierzyć Jakubową Drogę do Santiago de Compostela. Po raz pierwszy uczynił to jako kleryk, co mogliśmy zobaczyć na slajdach prezentowanych nam niegdyś przez naszych kolegów ks. Rafała Zielińskiego oraz Piotra Kwieka.

    Tym razem jednak inny był skład grupy polskich peregrinos, a także inny był środek transportu. O ile pierwsze Camino ks. Michał przemierzył ,,klasycznie" czyli na piechotę, to teraz w czerwcu 2016r. wraz z bratem i znajomą udali się do Composteli na rowerach. To oczywiście wymusiło pewne zmiany w logistyce wyjazdowej, jak również wpłynęło na koszt przedsięwzięcia - za transport lotniczy rowerów trzeba było oczywiście dopłacić. Niewątpliwym pozytywem było za to odciążenie ramion gdyż bagaże można było przytroczyć do rowerów.

     

     

  • "Co słychać?" - nr 7 (307) / 2016

    Lipcowy numer „Co słychać?” o objętości 12 stron otwiera relacja z II posiedzenia Zarządu Głównego PTT X kadencji.
    Z wieści „Z życia ZG PTT” dowiemy się o zaangażowaniu członków naszego Towarzystwa w akcję "Czyste Tatry", natomiast wśród wieści „z życia oddziałów” przeczytamy o XX Nocnej Górskiej Wyrypie zorganizowanej przez Oddział PTT "MKG Carpatia" z Mielca oraz wycieczce oświęcimskiego koła PTT na Wielkiego Chocza, a także zapoznamy się z relacją z wycieczki opolskiego oddziału PTT na Łomnicę.
    Atrakcją numeru są wywiady Kingi Buras z Wojciechem Szarotą i Józefem Haduchem - prezesami PTT w obecnej i poprzedniej kadencji.
    Numer uzupełnia relacja Stefana Sytniewskiego z portugalskiego Camino de Santiago.

    Życzymy przyjemnej lektury! (pobierz -> 1,15 MB)

  • 16.08.2015 Wycieczka na Minčol w Górach Czerchowskich

    Wycieczka na Minčol w Górach Czerchowskich.

    O szóstej nad ranem w niedzielny poranek wyruszyliśmy w góry Czerchowskie. Do naszej czwórki, która postanowiła wybrać się w zaproponowaną przez Andrzeja trasę, dołączyła Agnieszka nowa koleżanka, która niedawno ukończyła kurs przewodnicki i podczas podróży samochodem raczyła nas opowieściami z egzaminu oraz miejsc, do których warto się udać. W związku z tak wczesną porą, ruch na drodze był znikomy, dlatego bezpiecznie i wcześnie dotarliśmy do słowackiego miasteczka Kamenicy. W kościele odbywała się Msza święta, a na parkingu nie było miejsca, by pozostawić samochód. Nie dlatego, że było tyle pojazdów co miejsc parkingowych, tylko każdy był niedbale zaparkowany zajmując dwa lub trzy miejsca. Mistrzowskie umiejętności Andrzeja, pozwoliły na wciśnięcie jego samochodu w wąską szczelinę między innymi pojazdami. Rozpoczynał się dzień, a z nim wstawało słońce, które mocno przyświecało nad naszymi głowami. Asfaltową trasą, ulubioną drogą Staszka wyruszyliśmy do celu naszej podróży. Po przekroczeniu granicy lasu, dołączyły do nas wszelkie owady latające i gryzące. Długo zmagaliśmy się z nowym towarzystwem oddając prowadzenie co chwilę komuś innemu, bo to na tej osobie skupiały się głównie owady. Szlak prowadził łagodnymi podejściami, częściowo lasem i polanami.


    16.08.2015 - Wycieczka na Minčol w Górach Czerchowskich - (fot. Andrzej Piątek)

    Andrzej, który zna te góry, gdyż bywał w nich wielokrotnie, wskazywał właściwe drogi oraz kierunki, gdzie nie prowadził ani szlak, ani żadna ze ścieżek. Chmury i mgły przesłoniły nam widok na otaczające góry, nie było to jednak przeszkodą, by móc rozkoszować się klimatem tego miejsca. Na szczycie góry Minčol zrobiliśmy zdjęcia z oddziałową flagą przy betonowym obelisku i wpisaliśmy się do pamiątkowego zeszytu. Udaliśmy się dalej w drogę na krótki odpoczynek i drugie śniadanie. Złowrogie chmury i świszczący wiatr, nie pozwolił nam długo napawać się ciszą i pięknem tego miejsca. Staszek zaproponował zejście w bezpieczne miejsce, gdyż zbierało się na burzę. Każdy z nas miał doświadczenie z tym zjawiskiem w górach, w szczególności Halinka, która będąc w ostatnich dniach w słowackich Tatrach z Teresą, przeżyły 40 minutową grozę. Podczas całej trasy, nie minęliśmy żadnego turysty, jedynie zatrzymał się koło nas samochód w niższej partii góry i kierowca z rodziną zapytał nas jak dojechać na Minčol, co wywołało u nas zdziwienie. Cieszyliśmy się, że są takie miejsca, gdzie odczuwa się bliski kontakt z przyrodą. Podczas tej rozmowy w oddali trzydziestu metrów, przy potoku leśnym dostrzegliśmy sarenki, które zobaczywszy nas, pobiegły w las. Każdy krok upewniał nas o doskonałym wyborze miejsca, na odpoczynek w górach. Pomimo, że część szlaku przedzieraliśmy się przez zarośla i chaszcze, warto było posłuchać górskiej ciszy i zobaczyć życie tej krainy, w której byliśmy tylko gośćmi.


    16.08.2015 - Wycieczka na Minčol w Górach Czerchowskich - (fot. Kinga Buras)

    W oddali słychać było zbliżającą się burzę, przyspieszyliśmy kroku, by jak najszybciej znaleźć się w bezpieczniejszym położeniu. Jednak czekała nas kolejna wspinaczka na zamek, gdzie odbywał się turniej rycerski. Nie zabawiliśmy tam długo, gdyż czekało nas jeszcze zejście do Kamenicy. W oddali szusował deszcz. Podczas, gdy my schodziliśmy do miasteczka, polną drogą wyjeżdżali jego mieszkańcy, na zorganizowaną na zamku imprezę. Widząc tyle samochodów, które z mniejszym lub większym trudem wjeżdżały po szlaku, zdziwienie nasze z poprzedniego spotkania, nie miało już miejsca. Z chwilą, gdy usiedliśmy w samochodzie, spadły pierwsze krople deszczu, ale nie miało to większego dla nas znaczenia, gdyż opuszczaliśmy miejsce naszej wędrówki, pełni wrażeń i chęci powrotu. Andrzej zaproponował nam zwiedzanie Ogrodów Biblijnych w Muszynie. Chętnie przystaliśmy na tę propozycję. W Muszynie, według prognoz Agnieszki padał deszcz i było już zdecydowanie chłodniej. Ogrody są ułożone tematycznie, przedstawiają sceny z Biblii, które są opatrzone opisami. W kawiarence, gdzie podają wyśmienitą kawę dowiedzieliśmy się o możliwości zwiedzania Ogrodów Magicznych oraz sensorycznych, do których niebawem wrócimy. Zmęczeni po całym dniu wrażeń, które zapewnił nam Andrzej, wróciliśmy do Tarnowa. Kolejna wyprawa będzie w Tatry.

    Kinga Buras


    16.08.2015 - Wycieczka na Minčol w Górach Czerchowskich - (fot. Kinga Buras)

  • Zapraszamy w Góry Lubowelskie

    000000000000000000 0000000000000000000 00000000000000000 000000000000000 0000000000000000 00000000000000 00000000000

  • 17.09.2014 Prelekcja "Górskie Obserwatoria Astronomiczne"

    Prelekcja Marcina Kolonki - "Górskie Obserwatoria Astronomiczne".

    W tarnowskim Oddziale Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego gościliśmy znakomitego naukowca z Krakowa Marcina Kolonkę. Tematem przewodnim prelekcji były "Górskie obserwatoria astronomiczne", którą opracowali wspólnie Marcin Kolonko i Nikodem Frodyma. Podczas wykładu zawierającego pojęcia z dziedziny fizyki i astronomii, mogliśmy zaczerpnąć wiedzę o świecie, który fascynował kultury prehistoryczne. Marcin odniósł się do Indian, którzy wybierali obserwatorów z doskonałym wzrokiem, sprawdzając ich w ciekawy sposób, otóż, mieli zaobserwować planetę Wenus, jeżeli dostrzegł wybraniec kształt sierpa, oznaczało to, że posiada predyspozycje do wykonywania tego zawodu. Na przestrzeni lat powstawały nowe obserwatoria astronomiczne w Polsce i na świecie. Znane w naszym kraju jest Obserwatorium Astronomiczne im. Tadeusza Banachiewicza na Lubomirze. Członkowie tarnowskiego Oddziału znają to miejsce, gdyż bywa celem wielu naszych wycieczek. Profesor Banachiewicz wpadł na pomysł, by wybudować obserwatorium w niewielkiej odległości od Krakowa o odpowiedniej wysokości oraz w dobrych warunkach obserwacyjnych. Wybór padł na Lubomir (904 m. n.p.m.).


    17.09.2014 - "Górskie Obserwatoria Astronomiczne" - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Astronomowie zmienili nazwę wierzchołka góry z Łysiny na Lubomir, w dowód wdzięczności dla księcia Kazimierza Lubomirskiego za przekazanie 10 ha swojego lasu na szczycie, pod budowę stacji dla Narodowego Instytutu Astronomicznego. Prace badawcze obejmują wizualne pomiary jasności gwiazd zmiennych zaćmieniowych, zakrycia gwiazd przez Księżyc, szukanie komet czy obserwacje meteorologiczne. Stacja zyskała rozgłos dzięki odkryciu przez dr Lucjana Orkisza komety w 1925 roku, za które otrzymał medal od Astronomical Socjety of Pacyfic. Drugą kometę odkrył w 1936 roku Władysław Lis. Jako że obserwacji tej komety dokonało jednocześnie trzech różnych obserwatorów na świecie od ich nazwisk zyskała swą nazwę - Kaho-Kozik-Lis. W 1944 roku obserwatorium zostało spalone przez Niemców. Podczas działań naziści odrąbali siekierami lunetę, którą 19.IX.1944 roku zwrócili Obserwatorium Krakowskiemu. Kolejnym obserwatorium, które poznaliśmy podczas prelekcji, był „Biały Słoń” na Popie Iwanie - polskie obserwatorium położone w Czarnohorze. W 1938 roku zakończono budowę obserwatorium Uniwersytetu Warszawskiego w Karpatach Wschodnich. Wyposażone w nowoczesny sprzęt, położone na wysokości 2020 m. n.p.m., pełniło funkcje obserwatorium astronomicznego i meteorologicznego, głównie dla celów lotnictwa.


    17.09.2014 - "Górskie Obserwatoria Astronomiczne" - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Kolejnym obiektem przedstawionym nam przez Marcina było Obserwatorium na Suhorze, leżące na terenie Gorczańskiego Parku Narodowego, stanowiące placówkę badawczą Katedry Astronomii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Powstało w 1987 roku i pełni funkcje obserwacji zmian blasku gwiazd zmiennych. Profesjonalne obserwatoria w Polsce znajdują się w Krakowie, Olsztynie, Poznaniu, na Suhorze, w Toruniu, Warszawie, Wrocławiu, Zielonej Górze, na Lubomirze i w Chorzowie/Katowicach. Marcin Kolonko przedstawił nam również obserwatoria znajdujące się w Europie i na świecie. Jednym z nich, było obserwatorium położone na Wyspach Kanaryjskich La Palma Roque de los Muchachos. Znajduje się ono na wysokości 2396 m. n.p.m. i wyposażone jest w najlepsze urządzenia astronomiczne na świecie, między innymi w zaawansowany system optyki adaptacyjnej. Podczas tej kosmicznej wyprawy w świat astronomii, mogliśmy poznać schemat budowy teleskopu, odkrycia znanych naukowców z Polski i świata. Jedną z postaci wartą przypomnienia, była amerykańska astronomka Henrietta Swan Leavitt, która w 1912 roku odkryła zależność między okresem zmian jasności, a jasnością absolutną od Ziemi gwiazd zmiennych, zwanych cefeidami.


    17.09.2014 - "Górskie Obserwatoria Astronomiczne" - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Dzięki temu, astronomowie mogli sięgnąć w głąb Wszechświata. Zaproszony gość wspomniał uczestnikom prelekcji, że każdy z nas może prowadzić swoje własne obserwacje. Wielu odkryć dokonali pasjonaci amatorzy. Szkoły, które zatrudniają nauczycieli z pasją, mogą uczestniczyć w wielu programach naukowych, które prowadzone są na całym świecie.
    Dziękujemy koledze z Oddziału w Krakowie, który przyjechał ze swoją stricte naukową prelekcją, przedstawiając nam w pigułce świat astronomii. Drzeworyt Camille’a Flammariona przedstawiający klęczącego człowieka z wysuniętą głową przez sklepienie niebieskie, ukazuje odwieczne pragnienie obserwacji nieba przez człowieka. Swoją prelekcją Marcin Kolonko wzbudził w nas ciekawość, by wykorzystać fenomen oglądania gwiazd przez ludzkie oko, gdyż nasza zdolność widzenia stereoskopowego działa w zasięgu około 10 m. Chcąc dostrzec gwiazdy, które są pierwszoplanowymi obiektami i poznać inne zjawiska zachodzące na niebie, które są niewidoczne dla ludzkiego oka, warto wybrać się do jednego z profesjonalnych obserwatoriów górskich. Podwaliny wiedzy o nich uzyskaliśmy dzięki staraniom Marcina Kolonki. Dziękujemy.

    Kinga Buras


    17.09.2014 - "Górskie Obserwatoria Astronomiczne" - (fot. Przemysław Klesiewicz)

  • 13.09.2014 Wycieczka w Beskid Makowski

    Autostradą w Beskid Makowski...

    Dotychczas rzadko odwiedzaliśmy Beskid Makowski, dlatego ciekawie zapowiadał się wyjazd w sobotę 13 września 2014 r. w mało uczęszczane Pasmo Koskowej Góry i otoczenie Zębolowej (albo jak ktoś woli Zembalowej lub Zębalowej). Warto było pojechać choćby z uwagi na panoramy, które prezentują znane nam góry z zupełnie innej perspektywy widokowej. Już na początku było inaczej niż zwykle. Dojazd autostradą przez Kraków, a później zakopianką okazał się nie tylko wygodny, ale przede wszystkim szybki, a przy okazji kierowca przetestował specjalnie na tę okoliczność zakupione urządzenie systemu viaTOLL. Niespełna półtorej godziny jazdy i można było rozpocząć trasę w Pcimiu. Wyruszyliśmy żółtym szlakiem, który biegnie Pasmem Koskowej Góry w kierunku Makowa Podhalańskiego. Po drodze były okazje do podziwiania typowych dla jesiennej aury widoków z mgłami zalegającymi w dolinach.


    13.09.2014 - Wycieczka na Zębolową i Kotoń w Beskidzie Makowskim - (fot. Janusz Foszcz)

    Po osiągnięciu Gronia (839 m.n.p.m), który był najwyższym punktem tej części trasy i ominięciu od północy stokowym szlakiem kulminacji Kotonia, dołączyły znaki zielone, biegnące od strony Pasma Babicy oraz czarne. Wspólnie z nimi podążyliśmy na południe, schodząc do Tokarni. Na ładnie zagospodarowanym skwerze w centrum Tokarni był czas na uzupełnienie w pobliskich sklepach stanu zapasów jedzenia i napojów i odpoczynek. Atrakcję tego miejsca stanowi duży zegar słoneczny, ustawiony w centralnym punkcie skweru. Niestety z powodu dużego zachmurzenia nie można było odczytać jego wskazań. Lekki deszczyk zmobilizował nas do kontynuowania marszu. Po minięciu zabudowań, rozlokowanych wzdłuż potoku Krzczonówka, przy szlaku pojawiły się rzeźby Kalwarii Tokarskiej, usadowionej na zboczu Urbaniej Góry. Jest ona dziełem miejscowego twórcy ludowego Józefa Wrony.


    13.09.2014 - Wycieczka na Zębolową i Kotoń w Beskidzie Makowskim - (fot. Janusz Foszcz)

    Rozpoczęło się całkiem niezłe podejście tłumaczące, dlaczego niektórzy geografowie zaliczają masyw Zębolowej do Beskidu Wyspowego. Tymczasem chmury rozeszły się i zaczęło świecić słońce. Po sforsowaniu kulminacji Zębolowej znowu napotkaliśmy żółte znaki, tym razem biegnące od Jordanowa w kierunku Jeziora Dobczyckiego. Zejście do miejscowości Lubień było bardzo widokowe. Pięknie prezentowały się Luboń Wielki, Szczebel, Lubogoszcz, Pasmo Łysiny i Lubomira. W końcowej części szlak jest słabo wyznakowany, ale dzięki pomocy sympatycznej pary turystów (jedyni turyści spotkani na trasie!) problemy z wyborem właściwej drogi szybko zniknęły. Na placu w pobliżu kościoła czekał już żółty bus i nasze przejście, tym razem 26-kilometrowe, dobiegło końca. A na szlaki Beskidu Makowskiego z pewnością wkrótce wrócimy.

    Wiesław Izworski


    13.09.2014 - Wycieczka na Zębolową i Kotoń w Beskidzie Makowskim - (fot. Janusz Foszcz)

  • 06.09.2014 "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap IV

    IV Etap, czyli o zawodnej wierze w mapy...

    Wrzesień to czas powrotów. Młodzież, nazwijmy ją młodszą, wraca do szkół. Młodzież nieco starsza wraca do pracy z urlopów. Natomiast górska młodzież spod znaku PTT Tarnów (bez względu na wiek wynikający z metryki) postanowiła wrócić do nieco zapomnianego w nawale innych górskich atrakcji projektu, tzn. rocznicowego przejścia niebieskiego szlaku z Tarnowa na Wielki Rogacz. W ten sposób zawsze młodzi duchem postanowili na początku A.D. 2014 uczcić dziewięćdziesięciolecie jednego z najstarszych Oddziałów PTT w Polsce.
    Oczywiście trud przejścia kolejnego, czwartego etapu zaczął się tam, gdzie zakończył się poprzedni, czyli na Przełęczy Św. Justa. To nie była jedyna wspólna rzecz łącząca te etapy. W marcu aura nagrodziła nas wspaniałą słoneczną pogodą, dzięki której niektórzy uczestnicy mogli zaprezentować się w letniej garderobie, spodenkach i koszulkach które na ogół wyciągane są z szafy nie wcześniej niż w maju. No ale sorry, taki mamy klimat, by przypomnieć bon-mot pani (prawie) komisarz europejskiej. Wprawdzie podjeżdżając na „Justa” przebijaliśmy się przez mgłę, ale widać było już, że "tam na górze" panuje słońce i błękit.


    06.09.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap IV- (fot. Artur Marć)

    Startując spod kościoła na przełęczy wreszcie tak naprawdę jesteśmy w górach. Dotychczasowe etapy wiodły nas bowiem drogami (to częściej) i bezdrożami Pogórzy: Ciężkowickiego i Rożnowskiego. Podejście pod Babią Górę oznacza przecież, że jesteśmy w górach, a konkretnie w Beskidzie Wyspowym. Nie, to nie jest pomyłka, Beskid Wyspowy też może się pochwalić „swoją” Babią Górą. Daleko jej oczywiście do położonej w Beskidzie Żywieckim Królowej Beskidów. Ta "dalekość" oznacza nie tylko różnicę w wysokości n.p.m., ale też - nazwijmy to tak - nieco spokojniejszy charakter. Nie musimy się raczej obawiać zdmuchnięcia z wierzchołka, jak na zakończenie sezonu 2013 r.
    Zanim jednak zdobędziemy kolejną Babią Górę w swojej górskiej karierze zatrzymujemy się przy rosnących przy drodze malinach. Owocami słynąca ziemia limanowska oferuje nam również śliwki w położonym opodal sadzie. Na chwilę zapominamy o siódmym przykazaniu. Nie ma z nami x. Roberta, więc rozgrzeszenia udzielamy sobie sami, tłumacząc, że te owoce i tak opadają.


    06.09.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap IV- (fot. Artur Marć)

    W malinowym chruśniaku zrywamy przybyłe tej nocy maliny, by odwołać się do spopularyzowanego przez Marka Grechutę wiersza Bolesława Leśmiana. A rozglądając się wokół wpadamy w iście liryczny nastrój. Dookoła nas z mgieł wyłaniają się poszczególne wzniesienia Beskidu i Pogórzy. Nietrudno zrozumieć co miał na myśli Kazimierz Sosnowski, pomysłodawca Głównego Szlaku Beskidzkiego, gdy pewnego ranka na Ćwilinie patrząc na morze mgieł w dolinach wymyślił nazwę Beskid Wyspowy...
    Pierwszy dzisiejszy popas wypada przy wieży widokowej pod Jaworzem, podobnie jak dwa lata temu. W takich okolicznościach przyrody zwykła kanapka nabiera niezwykłego smaku. Chcielibyśmy zostać tu dłużej, ale przed nami jeszcze spory dystans i czego jeszcze nie wiemy, swego rodzaju bonus turystyczny.
    Zdobyte chwilę później najwyższe wzniesienie Pasma Łososińskiego, czyli Jaworz, jest też najlepszym miejscem na "fotkę z flażką". Wdrapujemy się na kamienny kopczyk na wierzchołku Jaworza i uwieczniamy nasz pobyt. Dalsza wędrówka prowadzi nas grzbietem w stronę nieodległej Limanowej. Meldujemy się kolejno na obydwu wierzchołkach Sałasza. Szkoda tylko, że las porastający Pasmo Łososińskie ogranicza nam wspaniałe widoki.


    06.09.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap IV- (fot. Artur Marć)

    Tuż po południu zbiegamy do Limanowej. Na rynku nagle przestaje nam się spieszyć.
    Parasole na rynku zachęcają do schłodzenia się, nazwijmy to izotonikiem na bazie chmielu. Nasze panie wybierają bombę kaloryczną czyli solidną porcję lodów. Po skonsumowaniu zaczynamy rozglądać się za niebieskim szlakiem. W centrum Limanowej brakuje wyraźnie oznakowanej biało-niebieskiej trasy. Na szczęście zorientowany miejscowy naprowadza nas na kurs i na ścieżkę. Znów zdzieramy podeszwy o asfalt. Kolejnym obiektem na naszej trasie przy którym na chwilę się zatrzymujemy jest Cmentarz na Jabłońcu. To reprezentacyjny cmentarz okręgu limanowskiego i co nieczęste wśród nekropolii z I wojny zachowany w bardzo dobrym stanie. Obok siebie spoczywają węgierscy honwedzi, rosyjscy kawalerzyści, strzelcy kajzera i przedstawiciele wszystkich chyba narodowości zamieszkujących niegdyś trzy rozbiorowe mocarstwa. Uwieczniamy na kartach pamięci naszych aparatów zabytkową kaplicę i pomnik płk Muhra.


    06.09.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap IV- (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Za cmentarzem zaczyna się najbardziej widokowa część naszej dzisiejszej wycieczki. Na lewo widać przedreptane przez nas kilka godzin wcześniej Pasmo Łososińskie. Nieco z tyłu po prawej na horyzoncie piętrzą się najwyższe szczyty Beskidu Wyspowego - znana z corocznej wielkopiątkowej drogi krzyżowej Mogielica i pobliski Łopień. Za nimi jest też Ćwilin. Zaś przed nami Ostra i Cichoń, i coraz już bliżej do, jak nam się wtedy wydawało, finiszu dzisiejszego etapu na Przełęczy pod Ostrą.
    Przed masywem Ostrej zdobywamy jeszcze niewielkie zarośnięte wzniesienie o nazwie Golców. Także i na tym wzgórzu zlokalizowano cmentarz wojenny, pamiątkę po operacji limanowsko-łapanowskiej. Maszerując przysiółkami Siekierczyny, zaczynamy odmierzać już metry do mety na Przełęczy pod Ostrą. I tu przy ostrym zakręcie drogi wiodącej na Przełęcz pod Ostrą czeka na nas niespodzianka, swego rodzaju bonus turystyczny. Szlak, który na naszych mapach odbija w prawo w rzeczywistości kieruje nas w lewo. Szybka konsultacja z Przemka GPSem nie wyjaśnia sytuacji. Ale słowo się rzekło i skoro mamy przejść niebieskim szlakiem z Tarnowa na Wielki Rogacz to skręcamy zgodnie ze szlakiem zastanawiając się gdzie dziś zakończymy wędrówkę.


    06.09.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap IV- (fot. Artur Marć)

    Po ponad trzydziestu kilometrach po Beskidzie Wyspowym musimy jeszcze zmobilizować się do ostatniego podejścia na Jeżową Wodę. Tu czeka nas kolejna konsternacja. Zgodnie z mapami powinniśmy na grzbiecie przywitać się z zielonym szlakiem. Tym razem czeka nas odwrotna sytuacja. Szlak powinien tu być, a go nie ma. Dla nas to jednak już nie problem bo przecież interesuje nas tylko niebieska ścieżka.
    Zbiegamy w dół do Młyńczysk, podziwiając masyw Modyni z którym zmierzymy się podczas kolejnego etapu. I znów niespodzianka, tym razem niemiła. W Młyńczyskach na naszych telefonach brak choćby jednej kreski pokazującej zasięg. Nie uśmiecha nam się maszerować do miejsca postoju naszego busa. Korzystając z uprzejmości mieszkańca Młyńczysk, przez telefon stacjonarny łączymy się z naszym kierowcą. Niezawodny Pan Andrzej po chwili melduje się na przystanku pod kościołem w Młyńczyskach. Tym razem już bez przeszkód i niespodzianek wracamy do Tarnowa. Kolejny czwarty etap za nami.

    Artur Marć


    06.09.2014 - "Tarnów-Wielki Rogacz 2014" - Etap IV- (fot. Artur Marć)

  • 30-31.08.2014 Pożegnanie wakacji w Tatrach Słowackich

    Pożegnanie wakacji w Tatrach Słowackich czyli rzecz o spotkaniu na szczycie...

    Ostatni weekend wakacji. Po kilku pięknych, słonecznych dniach, prognozy zapowiadają zbliżające się załamanie pogody. I to właśnie teraz, kiedy zgodnie z nową świecką (trwającą od ubiegłego roku) tradycją zamierzamy pożegnać w słowackiej części Tatr przechodzący do historii okres kanikuły. Jak zwykle w tego typu wypadkach lista uczestników szybko się kurczy. Niekorzystne prognozy nie są w stanie pokrzyżować nam planów. Kilkanaście osób postanawia więc osobiście sprawdzić wiarygodność portali pogodowych. Wczesnym rankiem (dla niektórych późną nocą) wyruszamy w znany teren i nieznaną pogodę. Brak słońca nie dziwi póki co nikogo. W tym okresie roku pojawia się ono nad horyzontem (na naszych szerokościach geograficznych) przed szóstą rano czyli za godzinę. Na niebie jest za to sporo chmur. Sprawnie „okrętujemy się” do oddziałowego busa i obieramy kurs na Grybów i Krynicę. Cieszy nas fakt, że wraz z przebytą odległością maleje zdecydowanie stopień zachmurzenia nieba. Senną dotychczas atmosferę ożywia zdecydowanie „cytrynowy” przerywnik wyprodukowany w manufakturze Bernadety. Niestety szybko znika. Pojawia się za to słońce. Mijamy Muszynę i Leluchów. Teraz przed nami kilkadziesiąt kilometrów po słowackich drogach. Zamek Lubomirskich górujący majestatycznie nad Starą Lubowlą niczym latarnia morska żeglarzom wyznacza nam drogę do tatrzańskiego portu. Za chwilę prowadzą nas już ONE. Granitowe olbrzymy, a nad nimi prawie błękitne niebo. W takich okolicznościach przyrody docieramy do Tatrzańskiej Polanki.


    30-31.08.2014 - "Pożegnanie wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Adam Tucki)

    Grzejące mocno słońce zachęca do szybkiego opuszczenia busa. Zielone znaki wiodą nas w stronę Śląskiego Domu - tatrzańskiego schroniska przypominającego raczej stojący w górach hotel. Nasz szlak kilkakrotnie przecina zresztą asfaltową drogę, którą niektórzy „miłośnicy gór” przemierzają swoimi luksusowymi pojazdami, by bez wysiłku dostać się do wnętrza tatrzańskiej świątyni. Stęsknieni za „dotykiem granitu” błyskawicznie nabieramy wysokości. Wyprzedzamy kolejne grupy turystów. Po kilkunastu minutach dochodzimy do ustawionych przy szlaku stołów, pokrytych szczelnie plastikowymi kubkami z nieznanymi nam bliżej płynami. Wokół krąży kilku ratowników słowackiej HZS (odpowiednika naszego TOPR-u). Czyżby dostali informacje o naszej ekipie nadciągającej niczym tajfun? A może to nowy przejaw słowackiej gościnności? Nic z tych rzeczy! Wszystko staje się jasne, gdy docieramy do Śląskiego Domu. Na znajdującym się przy schronisku parkingu usytuowano bowiem metę organizowanego dziś biegu górskiego „Gerlach” prowadzącego do tego miejsca z podtatrzańskiej miejscowości Gierlachów. Całość trasy ma niespełna 8,5 km i 879 metrów przewyższenia. Szkoda, że nie ma z nami Ciapka. Może wystartuje w przyszłym roku? Jak wynika z elektronicznego zegara, umieszczonego tuż przy linii mety, uczestnicy już wystartowali. Najlepsi mają pokonać ten dystans poniżej czterdziestu minut. Nie czekamy jednak na sportowe rozstrzygnięcia i po krótkiej przerwie ruszamy na Polski Grzebień. Mijamy Wielicki Staw, by po chwili znaleźć się pod Mokrą Wantą.


    30-31.08.2014 - "Pożegnanie wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Piotr Biś)

    To miejsce, w którym nawet w najbardziej upalny dzień ze skał kapie woda. Nikogo nie dziwi więc fakt, że Słowacy nazywają go „Wiecznym Deszczem”. Parę minut później trafiamy z kolei do Wielickiego Ogrodu - górskiej łąki pokrytej gęsto tatrzańską roślinnością. Coraz bardziej czujemy na sobie spojrzenie samego Króla Tatr. Ciemne ściany Gierlachu wydają się być bowiem na wyciągnięcie ręki. Przechodzimy ponad Długim Stawem. Wzrok wędruje ku słynnemu Żlebowi Karczmarza. Im wyżej się znajdujemy, tym mniej osób spotykamy. Nie jesteśmy z tego powodu smutni. Wręcz przeciwnie. Niespełna godzinę od opuszczenia okolic Śląskiego Domu docieramy na przełęcz zwaną Polskim Grzebieniem. Jednogłośnie postanawiamy od razu wspiąć się na wierzchołek Małej Wysokiej i tam delektując się widokami poczekać na pozostałych nieco z tyłu przyjaciół. Na szczycie jesteśmy praktycznie sami. Upływają kolejne minuty, a nasza „wierzchołkowa” ekipa systematycznie się powiększa. Od czasu do czasu otaczają nas chmury, ale jak to często w Tatrach bywa po chwili znikają przegonione wiatrem. Tylko nad Niżnymi Tatrami niebo jest w dalszym ciągu bezchmurne. Uzupełniamy ubytki kalorii, wspominamy tatrzańskie wędrówki, rozpoznajemy kolejne szczyty, pstrykamy fotki. Kiedy staje się jasne, że część uczestników zadowoliła się wejściem na Polski Grzebień (i czeka tam na nas) robimy „rodzinną” fotografię i zaczynamy zejście. Na przełęczy cała nasza grupa ustawia się do kolejnego wspólnego zdjęcia. A potem wszyscy razem schodzimy z powrotem do Śląskiego Domu. Nie spieszymy się wcale, bo mamy już pewność, że pogoda nie sprawi nam dziś żadnego psikusa. Chcemy za to jak najdłużej pobyć w najbliższych sercu górach.


    30-31.08.2014 - "Pożegnanie wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Adam Tucki)

    Na trawkach przy Długim Stawie pasie się spory (naliczyliśmy ponad dwadzieścia sztuk) kierdel kozic. Zatrzymujemy się tu na chwilę. I znowu jesteśmy przy Śląskim Domu. Stamtąd wędrujemy do Starego Smokowca. Najwyższy czas na zasłużony obiad okraszony pewnym złocistym napojem. W poczuciu dobrze spędzonej soboty jedziemy na nocleg do Starej Leśnej. Po kąpieli wieczór towarzyski. Wypełniają go wspomnienia z wakacji i tradycyjne „co nieco”. A kilkaset kilometrów na północ od miejsca naszego noclegu polscy siatkarze zaczynają właśnie pierwszy mecz mistrzostw świata. Na stadionie Narodowym w Warszawie naprzeciwko biało-czerwonych stają serbscy wojownicy. Wśród tysięcy kibiców mamy też swoich ludzi. Lechu i Karolina zrezygnowali ze wspólnego wyjazdu w Tatry i w tej chwili denerwują się z pewnością bardziej niż my. Nam pozostają jedynie sms-y. Nerwowy czas oczekiwania skutecznie stara się łagodzić wszystkim inżynier Piotr. A w zasadzie niekończąca się zawartość jego „keinerowego ryngrafu”. W stolicy pierwszy set pada łupem Polaków. Podobnie jak drugi i trzeci. Poszło szybko i bezboleśnie. Nasza zaprawiona w ekstremalnych wyzwaniach ekipa również kończy wieczór bez strat. Cóż, jak wszystkim nie od dziś wiadomo - trening czyni mistrza. Podjęta wspólnie decyzja o wczesnej niedzielnej pobudce sprawia, że jeszcze przed północą grzecznie trafiamy do łóżek.
    Piękno niedzielnego poranka jest w stanie wyciągnąć spod kołder nawet najbardziej zaspanych. Dodatkowym bodźcem są drażniące zmysł powonienia zapachy docierające z kuchni.


    30-31.08.2014 - "Pożegnanie wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Adam Tucki)

    Dobrze poinformowani wiedzą, że to jajecznica, którą wykorzystując zabrane z Tarnowa jajka smaży właśnie Teresa. Zgodnie z planem o siódmej prawie w komplecie siedzimy w busie. Kilku spóźnialskich nie jest w stanie popsuć nikomu humoru. Po pierwsze - mieszczą się w przysłowiowym „akademickim kwadransie”. Po drugie, do tej pory słynęli z punktualności. W tej sytuacji jedna wpadka wywołuje jedynie serię żartobliwych komentarzy. Startujemy niezwłocznie i po chwili zatrzymujemy się już na parkingu w Białej Wodzie Kieżmarskiej. Nad szczytem Łomnicy króluje błękitne niebo. Gruba warstwa białych chmur spowija stoki góry kilkaset metrów poniżej. Rozpoczynamy kolejną tatrzańską dniówkę. Jej pierwszy etap zaprowadzi nas do schroniska przy Zielonym Stawie Kieżmarskim. Dla wielu z nas to jedno z najpiękniejszych miejsc w całych Tatrach. Napawamy oczy doskonale znanymi widokami. Ale Jagnięcy Szczyt przyciąga nas jak magnes opiłki. Ruszamy szybko, tym bardziej, że na niebie pojawia się coraz więcej chmur. Pokonujemy stromy próg Doliny Jagnięcej i dochodzimy do Czerwonego Stawku. Zwykle w tych okolicach spotykamy liczne kozice. Dziś jakoś nie możemy ich dostrzec. Podobnie jak turystów. Nasz niedzielny cel jest coraz bliżej. Ścieżka wchodzi w skały i po chwili stajemy na Kołowej Przełęczy. Teraz parę minut wędrówki granią. Ścieżka to obniża się, to się wznosi. Jeszcze jedno podejście i wpadamy prosto w… objęcia Gosi, która przybyła tutaj specjalnie po to, aby spotkać się z nami. Razem z dwójką mieszkających na Podhalu przyjaciół dotarła na szczyt idąc z Jaworzyny przez Przełęcz pod Kopą i Koperszadzką Grań. A jeszcze wczoraj likwidowała (po sezonie) studencką bazę namiotową na Lubaniu. Mamy więc prawdziwe „spotkanie na szczycie”.


    30-31.08.2014 - "Pożegnanie wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Janusz Foszcz)

    Niebo jest już prawie całkowicie zachmurzone, ale pułap chmur jest na tyle wysoki, że bez przeszkód możemy oglądać nie tylko tatrzańskie wierzchołki, ale również rozciągające się na północy „krajobrazy beskidzkie” z dominującą Babią Górą. Prócz niej dobrze widać Pilsko, Turbacz, Luboń i Trzy Korony. Delikatny deszczyk przyspiesza decyzję o schodzeniu. Zdzichu decyduje się zbiec na Przełęcz pod Kopą. Reszta wraca z powrotem. Skała staje się coraz bardziej śliska. Na szczęście po chwili przestaje padać. W dodatku wreszcie (jak przystało no okolice Jagnięcego Szczytu) spotykamy kozice. Kolejne ciemne chmury nie wyglądają jednak zachęcająco. Przy Czerwonym Stawku zaczyna kropić. Deszcz (mimo iż niezbyt mocny) towarzyszy nam do samego schroniska. Dopiero, kiedy jesteśmy w środku zaczyna lać na dobre. Nieco przymusową przerwę wykorzystujemy na drugie śniadanie. Deszcz słabnie, chociaż pada w dalszym ciągu. Zakładamy peleryny i maszerujemy na parking. Magiczna moc peleryn sprawia, że po chwili nie są nam już potrzebne. Deszcz po prostu zakończył póki co swoją działalność. Kiedy wsiadamy do busa nad naszymi głowami pojawia się sporo błękitu. Tatrzańskie szczyty spowite są jednak dalej gęstymi chmurami. Dzięki temu jakoś łatwiej jechać do domu. Zostawiamy za sobą Tatry i żegnamy wakacje w najlepszy z możliwych sposobów. Wszyscy są zadowoleni. Nikt nie narzeka bo przed nami jeszcze kilka miesięcy wspólnych górskich wędrówek. Powakacyjna część sezonu trwać będzie przecież w najlepsze, aż do końca grudnia. A potem rozpoczniemy nowy sezon. Z kolejnymi mniej lub bardziej nieoczekiwanymi spotkaniami na szczytach.

    Janusz Foszcz


    30-31.08.2014 - "Pożegnanie wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Janusz Foszcz)

  • Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Członków Oddziału

    W związku ze zbliżającym się IX Zjazdem Delegatów PTT, który odbędzie się w dniach 16-17 listopada 2013 roku, Zarząd Oddziału PTT w Tarnowie zwołuje na dzień 23 października 2013 r. (środa)

    Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie
    Członków Oddziału PTT w Tarnowie

    Zgromadzenie odbędzie się w sali na terenie klasztoru xx. Filipinów w Tarnowie, przy ul. Piłsudskiego 9. Początek obrad o godz. 1730 w pierwszym terminie. W przypadku nieobecności co najmniej ½ liczby Członków zrzeszonych w naszym Oddziale, Zgromadzenie odbędzie się w drugim terminie o godz. 1745, a uchwały będą ważne bez względu na liczbę Członków Oddziału obecnych na Zgromadzeniu.

    Proponowany porządek obrad:


    1. Otwarcie zgromadzenia
    2.
    Wybór przewodniczącego oraz sekretarza zgromadzenia
    3. Uchwalenie porządku obrad
    4. Wybór Komisji Mandatowo-Skrutacyjnej
    5. Wybór Delegatów Oddziału na IX Zjazd Delegatów PTT
    6. Uchwalenie wniosków na IX Zjazd Delegatów PTT
    7. Bieżące sprawy Oddziału
    8. Wolne wnioski
    9. Zakończenie Zgromadzenia

    Serdecznie zapraszamy wszystkich Członków naszego Oddziału oraz prosimy o wcześniejsze zgłaszanie wniosków i propozycji zmian w statucie do rozpatrzenia przez Zjazd.


    Zgodnie z kluczem wyborczym uchwalonym przez Zarząd Główny PTT i stanem opłacenia składek członkowskich, naszemu Oddziałowi przysługuje wybór 10 delegatów.

    W przypadku braku możliwości przybycia na Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie, zainteresowani udziałem w IX Zjeździe w charakterze delegata proszeni są o dostarczenie Zarządowi Oddziału swojej pisemnej zgody na kandydowanie.

  • "Co słychać?" - Nr 9 (273) / 2013

    Wraz z wrześniowym numerem następuje zmiana osoby składającej "Co słychać?". Justynę Rybkę, której serdecznie dziękujemy w tym miejscu za ogrom pracy włożonej w regularne ukazywanie się naszego informatora w ostatnim czasie, zastąpiła Katarzyna Śledź.
    Numer otwiera artykuł Józefa Durdena poświęcony czerwcowym obchodom 140-lecia PTT oraz wątpliwościom związanym z właściwym rokiem utworzenia PTT - 1873 czy 1874.
    Tradycyjnie wiele miejsca zajmują wieści z ZG PTT i Oddziałów. Znajdziemy tu informację o przedpłatach na 21. tom "Pamiętnika PTT", nowych władzach Oddziałów PTT w Chrzanowie i Sosnowcu oraz powołaniu nowego Koła PTT w Opolu. Wśród relacji z oddziałowych wycieczek i wypraw możemy poczytać o zakończeniu przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego przez członków O/Ostrowiec Św., pięciodniowym wyjeździe O/Jaworzno w góry Słowacji oraz wyprawie trekkingowej O/Bielsko-Biała na Bałkany. Godna odnotowania jest też wzmianka o wakacyjnych wycieczkach dla dzieci i młodzieży z SKK PTT w Myślachowicach Małym Szlakiem Beskidzkim.
    Numer uzupełnia kolejny artykuł Niny Mikołajczyk o podróży po Stanach Zjednoczonych - tym razem autorka zabiera nas do Mesa Verde.

    Życzymy przyjemnej lektury! (pobierz -> 1,40 MB)

  • Tarnowski himalaizm jesienny

    Tarnowski himalaizm jesienny.

    W najbliższy czwartek (26 września) kolejny raz wyjeżdżamy na trekkingową wyprawę do Nepalu. Przed trzema laty wędrowaliśmy wokół Annapurny. Tym razem naszym celem jest rejon Manaslu - ósmego pod względem wysokości ośmiotysięcznika. Wybrana przez nas trasa jest długa i wyjątkowo piękna.
    Jerzy Kukuczka - najwybitniejszy z polskich himalaistów uważał, że te obszary to najpiękniejsza część nepalskich Himalajów. Turystyczną część eskapady rozpoczniemy w miejscowości Arughat Bazar. Przez kilka pierwszych dni wędrować będziemy doliną rzeki Buri Ghandaki, przechodząc przez kilka stref klimatycznych. Na początku mijać będziemy zielone pola uprawne, plantacje bananowców i gęsty las subtropikalny. Z czasem roślinność stanie się coraz uboższa, aż wreszcie dotrzemy do piętra alpejskiego i surowego, wysokogórskiego krajobrazu. Mimo, iż kulminacyjnym punktem na naszej trasie jest położona na wysokości 5213 m n.p.m. przełęcz Larkaya La, będziemy chcieli przekroczyć jeszcze kilka razy granicę 5000 metrów, odchodząc nieco z głównej trasy, w interesujące, rzadko odwiedzane miejsca. Po przekroczeniu przełęczy będziemy schodzić do doliny rzeki Marsyandi. Po dwóch dniach znajdziemy się więc na dobrze znanej nam (z poprzedniego wyjazdu) trasie wokół Annapurny. Jeżeli zdrowie i czas pozwolą spróbujemy dotrzeć w miejsca, których wówczas nie odwiedziliśmy. Na koniec pobytu w Nepalu zamierzamy spędzić dwa dni w Kathmandu. Może spotkamy się z Kumarem - naszym nepalskim przyjacielem? Z pewnością powłóczymy się tu i ówdzie chłonąc niepowtarzalny klimat nepalskiej stolicy. I przyda się nam taka porcja spokojnego odpoczynku przed powrotem do kraju.
    Naszą wyprawę wsparli: Grupa Azoty (oficjalny partner), firma Wialan z Tarnowa,firma Dunajec ze Zbylitowskiej Góry, firma Wes-Bud z Nowodworza oraz Hi-Mountain. Wszystkim darczyńcom bardzo serdecznie dziękujemy.

    Janusz Foszcz


    Uczestnicy wyprawy - (fot. Artur Marć)

  • 07.09.2013 Hala Pisana w Beskidzie Sądeckim

    Z Piwnicznej do Rytra czyli sobota na Hali Pisanej.

    Tydzień temu w Tatrach Słowackich żegnaliśmy wakacje. Pierwszą sobotę nowego roku szkolnego również spędziliśmy w górach. Ale czyż mogło być inaczej? Prognozy pogody były jednoznaczne. Weekend będzie bezchmurny i ciepły. Wymarzony wprost do "zajęć terenowych". Niewykorzystanie takiej okazji byłoby z pewnością zaliczone do kategorii turystycznych grzechów ciężkich. A ponieważ w naszym Towarzystwie wyjątkowo dbamy o czystość dusz, to i pojemność busa okazała się niewystarczająca, niczym ilość łóżek w tatrzańskiej "Piątce" w środku sezonu. Od czego jednak jest "gleba"? W naszym przypadku okazała się niezastąpiona. Najważniejsze przecież, aby dojechać… Rynek w Piwnicznej powitał nas rześkim powietrzem, tak charakterystycznym dla wrześniowych poranków w czasie bezchmurnych dni.


    07.09.2013 - Wycieczka na Halę Pisaną w Beskidzie Sądeckim - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Dla niektórych ten fakt okazał się jednak niewielkim zaskoczeniem i nie zamierzali póki co rozstawać się ze swoimi polarami. Inni wprost przeciwnie. Przewidując (i słusznie) szybki wzrost temperatury, postanowili ochłodzić się nieco miejscowymi lodami. Wreszcie uformowaliśmy długi szereg, który niczym Lokomotywa Tuwima, ruszył powoli i trochę ospale przed siebie. Minąwszy stację kolejową "Piwniczna-Zdrój" sforsowaliśmy Poprad, by po chwili zatrzymać się przed Pijalnią Zdrojową. Ten nieco szybki postój wymuszony został brakiem (w czasie jazdy) "przerwy orlenowej". Po załatwieniu potrzeb wszelakich, dziarsko zaatakowaliśmy pierwsze podejście. Dolina Popradu zostawała coraz dalej i niżej. Za nią, aż po horyzont rozciągały się wzniesienia Pasma Radziejowej. A wyżej tylko błękitne niebo. Życie czasami bywa znośne…


    07.09.2013 - Wycieczka na Halę Pisaną w Beskidzie Sądeckim - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Poranna rześkość ulotniła się bezpowrotnie. Mimo iż tempo marszu nie było zawrotne (bo po co mieliśmy się spieszyć) systematycznie zdobywaliśmy wysokość. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wkrótce zza Pasma Radziejowej zaczęły wyłaniać się Tatry. Im wyżej byliśmy, tym ich szare kształty stawały się większe. Gdzieś na polanie, za przysiółkiem zwanym Jarzębakami zatrzymaliśmy się na przerwę śniadaniową. W sam raz przed czekającym nas podejściem na Groń. I chyba wtedy otrzymaliśmy pozdrowienia od Zdzicha, podziwiającego w tym samym momencie tatrzańskie panoramy z wierzchołka Sławkowskiego Szczytu. Wzmocnieni zabranymi z domu kanapkami szybko pokonaliśmy kolejne podejścia i bez problemów dotarliśmy do Przełęczy Bukowina. Tutaj nasz szlak połączył się z czerwonym GSB. Hala Pisana była tuż, tuż. W kilka minut osiągnęliśmy kulminacyjny punkt naszej wycieczki. Krótki odpoczynek, parę fotek i ruszyliśmy w stronę schroniska na Cyrli. Pomimo wspaniałej pogody, na szlaku spotkaliśmy dosłownie parę osób, w większości rowerzystów.


    07.09.2013 - Wycieczka na Halę Pisaną w Beskidzie Sądeckim - (fot. Przemysław Klesiewicz)

    Zupełnie inaczej wyglądały okolice schroniska. Tłumy turystów spowodowały, że przerwa obiadowa nieco się wydłużyła. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Niczym żmije, jaszczurki lub krokodyle wygrzewaliśmy się w słońcu. "Trwaj chwilo, jesteś piękna" - niczym doktor Faust, każdy z nas mógł wypowiedzieć te same słowa. Niestety nieubłagany czas wzywał nas znowu w dolinę. W tak zwanym międzyczasie nadchodzą kolejne górskie pozdrowienia. Najpierw od Asi i Adama ze… Sławkowskiego (!!!), potem z Lubonia Wielkiego od Beaty i naszego SK PTT Nr 1. Dejw pozdrawia z Trzech Koron, a Iwona z okolic Koziego Wierchu. I jeszcze Wisior działający na "ścieżkach między regałami". Jednym słowem Towarzystwo w akcji.
    Schodzimy do Rytra. W dole, na dużym placu obok stacji widać już naszego busa. Kiedy przekraczamy znowu Poprad, mamy świadomość, że piękna, turystyczna sobota w Beskidzie Sądeckim dobiega właśnie końca. Na szczęście do zakończenia sezonu pozostaje nam jeszcze prawie cztery miesiące.

    Janusz Foszcz


    07.09.2013 - Wycieczka na Halę Pisaną w Beskidzie Sądeckim - (fot. Przemysław Klesiewicz)

  • 31.08-01.09.2013 Pożegnanie wakacji w Tatrach

    Pożegnanie wakacji w Tatrach Słowackich.

    Historia szybko zatoczyła koło. Przynajmniej ta wakacyjna. Nieco ponad dwa miesiące temu w przeddzień letniej kanikuły, dwudniowa wycieczka oddziałowa zawitała w Tatry Słowackie. Teraz, u schyłku wakacji zjawiliśmy się tam ponownie, pragnąc w najlepszy z możliwych sposobów uczcić tą bardzo smutną dla niektórych uczestników okazję. W przeciwieństwie do czerwcowej ekspedycji (mimo tej samej godziny wyjazdu z Tarnowa) na zewnątrz panowały jeszcze ciemności. Słońce nie pojawiło się jeszcze nad linią horyzontu, ale bezchmurne niebo nastrajało nas optymistycznie. Sprawdzoną trasą przez Grybów, Florynkę, Krynicę, Muszynę i Leluchów docieramy do granicy ze Słowacją. Gdzieś za Starą Lubowlą pojawiają się wreszcie One. I przybliżają się do nas z każdą minutą oraz przejechanym kilometrem. Dwadzieścia minut po dziewiątej wysiadamy w Szczyrbskim Jeziorze. Pięć minut później wyruszamy na wybrane trasy.


    31.08.2013 - "Pożegnanie Wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Janusz Foszcz)

    Największa grupa zmierza w stronę Doliny Młynicy, chcąc przejść przez Bystrą Ławkę, a następnie wspiąć się na Furkot. Asia z Adamem cel mają ten sam, ale wybierają podejście Doliną Furkotną. Karolina z Jurkiem wędrują w stronę Soliska. Główna grupa tylko przez chwilę maszeruje razem. Po minięciu ośrodka sportów zimowych, którego wizytówką są dwie skocznie narciarskie, peleton rozbija się na kilka grup. Sześcioosobowa czołówka szybko mija kolejnych turystów (głównie rodaków) zmierzających w tym samym kierunku. W kilkadziesiąt minut docieramy do wodospadu Skok. Szybko pokonujemy próg z którego spływa. Wyprzedzamy trzy grupy kursowej wycieczki dla przyszłych przewodników tatrzańskich i dochodzimy do granitowego głazu z krzyżem i tablicą upamiętniającą ofiary najtragiczniejszej katastrofy ratowniczej w Tatrach. W 1979 roku rozbił się tutaj helikopter słowackich ratowników. Zginęło siedem osób. Jeszcze chwila i stajemy nad Capim Stawem. To dobre miejsce do uzupełnienia straconych kalorii. Patrząc na główny cel naszej wycieczki posilamy się zabranym z domów prowiantem. Wkrótce dołącza do nas kolejna trójka. Razem wspinamy się zakosami w stronę grani. Kiedyś szlak prowadził stąd na Bystry Przechód, nieco wyższą (i bliższą Furkotowi) przełęcz. Obecnie wyprowadza na Bystrą Ławkę - wąską przełączkę między Furkotem, a Soliskiem. Przechodzimy przez nią i schodzimy do Doliny Furkotnej. Asia z Adamem już czekają na nas przy Wielkim Stawie Furkotnym Wyżnim. Zostawiamy plecaki pod opieką Agaty i maszerujemy starą ścieżką na Bystry Przechód. Na nim dołączamy do Andrzeja, który wspiął się tu od strony Doliny Młynicy. Całą grupą wchodzimy na wierzchołek Furkotu. Sycimy oczy wspaniałą panoramą, wspominamy swoje tatrzańskie eskapady, robimy zdjęcia. Schodzimy patrząc „w oczy” Krywaniowi. W czerwcu staliśmy razem na jego szczycie. Ale ten czas biegnie…


    31.08.2013 - "Pożegnanie Wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Janusz Foszcz)

    Przy stawie żegnamy Asię i Adama. Oni wychodzą teraz na Bystrą Ławkę. My siedzimy jeszcze chwilę i dzięki temu dołącza do nas Teresa i Karolina. Pora wybrać wariant zejścia. Postanawiamy, że pójdziemy do Chaty pod Soliskiem, a stamtąd zbiegniemy do Szczyrbskiego Jeziora. Idziemy już całą grupą. Dostajemy informację, że Jurek z Karoliną (dwie uczestniczki noszą to imię) zdobyli Skrajne Solisko i schodzą do schroniska. W międzyczasie na Furkocie staje jeszcze Magda i Weronika. My zaś docieramy do chaty i spotykamy "dwójkę z Soliska". Krótka przerwa na posiłek i… pięcioosobowa grupa postanawia jeszcze odwiedzić Skrajne Solisko. Wejście zajmuje nam dwadzieścia cztery minuty. Na szczycie miłe spotkanie z nowożeńcami z Florynki. W ubiegłą sobotę mieli ślub, a teraz fetują "tatrzański tydzień miodowy". Żartujemy, że wracając jutro do domu wstąpimy na "weselną". Kilka fotek i zbiegamy z powrotem. Doliną Młynicy schodzą Asia i Adam oraz ci uczestnicy wycieczki, którzy zauroczeni pięknem doliny postanowili chłonąć jej urok bez wychodzenia na grań. Prawie równocześnie cała grupa melduje się w Szczyrbskim Jeziorze. Pora na obiadokolację i čapovane pivo. Posileni jedziemy do Starej Leśnej. Dobrze znaną kwaterę u Bożeny i Janka zajmują w większości uczestnicy czerwcowego wyjazdu. Pozostali przenoszą się do położonego kilkaset metrów dalej domu. Odległość nie stanowi jednak problemu i po dokonaniu koniecznych (z wiadomych względów) ablucji, spotykamy się wspólnie na… wieczorze muzycznym. To już taka słowacka tradycja, chociaż tym razem bez udziału gospodarzy. Zmęczenie i poranna pobudka szybko dają znać o sobie. Niedziela jeszcze się nie rozpoczęła, a my już śpimy.


    31.08.2013 - "Pożegnanie Wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Jerzy Zieliński)

    Zaraz po przebudzeniu wzrok wędruje za okno. Niebo jest dość mocno zachmurzone, ale tatrzańskie szczyty w dalszym ciągu są widoczne. Deszczu też (póki co) nie ma. Zjadamy śniadanie i jedziemy do Nowego Smokowca na mszę. Sympatyczny ksiądz przypomina zgromadzonym, że właśnie kończą się wakacje. To smutne, ale pociesza nas fakt, że nasz sezon turystyczny trwa w najlepsze. Po mszy oddziałowa "burza mózgów". Z uwagi na niepewną pogodę postanawiamy, że wszyscy udamy się do Zbójnickiej Chaty. Najpierw jednak musimy zdobyć Siodełko czyli Hrebienok. Większość korzysta z kolejki, ale sześcioosobowa grupa wybiera wariant pieszy. "Kolejkowcy" szybko obierają azymut na Dolinę Staroleśną. Chmury coraz niższe. Zwłaszcza te napływające z zachodu, od strony Sławkowskiego Szczytu. Skalny mur Rywocin oraz Kościoły wciąż jeszcze dobrze widać. Gdzieś w okolicy Staroleśnej Koleby zaczyna padać. Przeczuwając zmianę pogody postanawiamy zrobić kilkuminutowy postój, który przeznaczamy na przyjęcie do oddziałowej rodziny Iwony i Magdy. Wraz z końcem tej sympatycznej uroczystości przestaje padać i… zaczyna lać. Postanawiamy schodzić. Po kilku minutach deszcz zmniejsza się i chmury jakby nieco się podnoszą. Grupa dzieli się. Część postanawia kontynuować zejście, reszta ponownie podejmuje wyzwanie dotarcia do Zbójnickiej. W szybkim tempie zdobywamy wysokość. Mijamy mostek na Staroleśnym Potoku i kilku nosiczy, transportujących do schroniska różnorakie towary. Rekordzista zarzucił na siebie ciężar o wadze 100 kg. Znaczną jego część stanowi olbrzymia butla z gazem. Tymczasem pogoda znowu się psuje. Wędrujemy w strugach deszczu. Nie chcemy schodzić, liczymy, że deszcz przestanie padać albo przynajmniej zmniejszy się nieco. Na trasie nie ma żadnych turystów. W okolicach Warzęchowego Stawu deszcz zmniejsza intensywność, a trochę wyżej już tylko lekko kropi. Kilka minut po dwunastej wchodzimy w gościnne progi Zbójnickiej Chaty. W sali jadalnej sporo wolnych miejsc. Z kominka płynie rozkoszne ciepło. Zdejmujemy mokre kurtki i całą jedenastką zasiadamy do drugiego śniadania. Oprócz wyniesionego własnego prowiantu na stole pojawiają się česnakove i gulašove polievki. Nie brakuje również "svetlych polievek".


    01.09.2013 - "Pożegnanie Wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Iwona Leśniowska-Sułek)

    Czas płynie szybko. Nie chcemy, aby pozostali uczestnicy czekali na nas zbyt długo na dole, więc pomimo padającego znowu mocno deszczu postanawiamy schodzić. Trasę pokonujemy w godzinę i piętnaście minut. W budynku górnej stacji kolejki spotykamy pozostałą część bohaterów tatrzańskiego weekendu. Obejrzeli Wodospady Zimnej Wody i "zalogowali się" w Bilikowej Chacie. Do Smokowca schodzimy lub zjeżdżamy. Deszcz w końcu skapitulował i przestał padać. Kiedy odjeżdżamy busem, gdzieniegdzie na niebie widać nawet malutkie skrawki błękitu. Ale już za chwilę niebo spowijają ciemne chmury i znów z nieba leje się woda. Pogoda poprawia się dopiero za Grybowem. Na stadionie w Stróżach trwa mecz. Miejscowy Kolejarz podejmuje Wisłę Płock. Znikomy ruch na trasie sprawia, że przemieszczamy się szybko i w Tarnowie jesteśmy kilkanaście minut po osiemnastej. W samą porę, by spokojnie oglądnąć półfinał żużlowej ekstraligi w którym jeźdźcy z "Jaskółkami" na plastronach mierzą się z tymi, którzy startują z "Myszką Miki".

    Janusz Foszcz


    01.09.2013 - "Pożegnanie Wakacji w Tatrach Słowackich" - (fot. Janusz Foszcz)

  • Odszedł Ryszard Patyk

    Z głębokim żalem i niedowierzaniem zawiadamiamy, że nie żyje Ryszard Patyk, jeden z najaktywniejszych przewodników w Oddziale PTT "Beskid" w Nowym Sączu, człowiek o wielkim doświadczeniu górskim, kulturze i uroku osobistym.
    Ta wstrząsająca wiadomość dotarła do nas w niedzielę w godzinach południowych. Ryszard spadł w przepaść podczas wspinaczki z grupą przyjaciół przy Pośrednim Ganku (Słowacja).
    Zaprowadził nas na tyle szczytów, nauczył kochać góry, a w szczególności właśnie Tatry. Wycieczki przez niego prowadzone miały niepowtarzalny urok, a podczas przejazdów autokarem zawsze za sprawą Ryszarda towarzyszyła nam wspaniała muzyka. Teraz, kiedy znajdziemy się na tatrzańskich graniach, czy usłyszymy Va pansiero Verdiego zawsze towarzyszyć nam będzie wspomnienie o Rysiu, a On, może czasem na chwilę opuści rajskie łąki, aby razem z nami przemierzać górskie szlaki...

    Pragniemy poinformować, że Żałobna Msza Święta w intencji Zmarłego zostanie odprawiona w sobotę 22 września 2012 r. o godz. 9:00 w sądeckiej Bazylice Św. Małgorzaty, a uroczystości pogrzebowe odbędą się o godz. 13:00 na Cmentarzu Komunalnym w Nowym Sączu.

  • 29-30.09.2012 - Wrześniowy Weekend w Tatrach

                      .                .                                               .        .      . .                          .                             .                          .                         . 


    Szczegóły dotyczące wyjazdu znajdują się w odpowiednim temacie na
    >>Forum TMG<<
    tam również przyjmujemy zgłoszenia.

  • 13-14.10.2012 - Jesienne Bieszczady

                      .                .                                               .        .      . .                          .                             .                          .                         . 


    Szczegóły dotyczące wyjazdu znajdują się w odpowiednim temacie na
    >>Forum TMG<<
    tam również przyjmujemy zgłoszenia.

  • 17-18.09.2011 Pożegnanie lata w Beskidzie Żywieckim

    Trzeci weekend września. Ostatni tegorocznego lata. Porzucamy indywidualne (wakacyjne) projekty górskie i wracamy do wspólnego "oddziałowego" wędrowania po górskich szlakach. Na początek wybieramy Beskid Żywiecki. Prognozy są znakomite, jak gdyby pogoda miała nam zrekompensować "nawodniony" lipiec. Kilka minut po szóstej rano wsiadamy do busa na naszym "głównym" placu załadunkowym obok hotelu "Tarnovia". W środku pojazdu są już przedstawiciele Podkarpacia oraz "K – trójka" czyli: Kasia, Kiler i Karol. Kolejne przystanki, kolejni uczestnicy i od Brzeska jedziemy już w komplecie. Podróż przebiega bez przygód. Krótka przerwa na stacji benzynowej w Suchej Beskidzkiej i jesteśmy w Żywcu. W tym miejscu przypominamy sobie kwietniowe kłopoty z ogumieniem i związaną z nimi przerwę w "Maximie". Teraz jednak sprawnie przejeżdżamy przez miasto by po chwili znaleźć się w Węgierskiej Górce. Mijamy Fort "Wędrowiec" – ciężki betonowy schron polski z czasów II Wojny Światowej. Jeszcze pięć minut i podróż dobiega końca. Wysiadamy na przystanku koło drewnianej dzwonniczki loretańskiej w Żabnicy. Słońce świeci już mocno. Do plecaków wędrują więc polary i bluzy a spodnie zmieniają swoją długość. Ostatnie zakupy w sklepie spożywczym "Przy Kaplicy" i rozpoczynamy marsz niebieskim szlakiem w stronę Hali Boraczej. Po półgodzinie spotykamy pierwsze grupy uczniów szkół podstawowych i gimnazjów zbierające do plastikowych worków leżące przy szlaku śmieci. To działania w ramach akcji "Sprzątanie świata". Kolejne metry podejścia zupełnie czystą ścieżką i kolejne grupy młodzieży. Towarzyszą nam one aż do wierzchołka Prusowa (potem okaże się, że w sprzątaniu w tym rejonie wzięło udział ponad tysiąc uczestników). W ten sposób docieramy do schroniska na Hali Boraczej. Uzupełniamy brakujące kalorie, odpędzamy stada natrętnych os i wygrzewamy się w słońcu. Po przerwie wędrujemy chwilkę szlakiem zielonym, a później rozpoczynamy podejście szlakiem czarnym na Halę Redykalną.


    17.09.2011 - Na Hali Boraczej - (fot. Artur Marć)

    Od tej pory przemieszczamy się już szlakiem żółtym. Mijamy widokowe polany podziwiając panoramy. Przed piętnastą dochodzimy do schroniska na Hali Lipowskiej. Tutaj mamy nocować. Jest na to jednak zdecydowanie za wcześnie. W dodatku marnowanie takiej pogody byłoby przestępstwem. Zostawiamy więc w schronisku plecaki oraz towarzyszące nam panie i w męskim gronie ruszamy na rekonesans. Naszym celem jest szczyt Romanki. Po dziesięciu minutach stajemy przy schronisku na Rysiance. Potem idziemy Halą Pawlusią podziwiając widoki. W panoramie dominuje masyw Pilska oraz wystająca zza niego Babia Góra. Opuszczamy jednak żółty szlak i trawersujemy stok Romanki z prawej (wschodniej) strony. Szeroka droga stokowa staje się po chwili wąską ścieżką, która coraz bardziej stromo wznosi się ku górze. To pozwala na szybkie zdobywanie wysokości. Wakacyjne wyjazdy zrobiły swoje więc w doskonałej kondycji wychodzimy na grzbiet, gdzie znowu spotykamy biało-żółto-białe znaki. Skręcamy w prawo i po kilkunastu minutach stajemy na zalesionym wierzchołku. Pamiątkowa fotka i schodzimy. Przed osiemnastą wracamy do "bazy". Teraz będziemy mogli wreszcie przyglądnąć się bliżej naszemu miejscu noclegowemu. Bo przecież to był jeden z głównych celów wyjazdu. Schronisko na Lipowskiej w sierpniu tego roku zostało bowiem laureatem II rankingu schronisk organizowanego przez redakcję magazynu "NPM". Wybór redaktorów postanowiliśmy zatem sprawdzić organoleptycznie lub mówiąc inaczej na "własnej skórze". Już na początku uderzyła nas lśniąca czystość części noclegowej. Nie inaczej było z prysznicami. Czysto i dostęp do ciepłej wody przez cały czas. Bez przeszkód mogliśmy spłukać z siebie efekty kilkugodzinnego marszu. Chętni turyści mogą nawet skorzystać z sauny. Toalety również bez zastrzeżeń. Po kąpieli przyszedł czas na wizytę w schroniskowej jadalni i zapoznanie się z ofertą kulinarną. Wybór dań spory, potrawy smaczne, a ich ceny rozsądne. Lane piwo "Brackie" pyszne. Obsługa miła. O atmosferę w czasie wyjazdów zwykle dbamy sami, ale w tym miejscu czuć "górski klimat", sprzyjający wieczornym rozmowom. Jedynym minusem (ale na to nie ma niestety rady) są ograniczone widoki sprzed schroniska. To jednak nie może popsuć całości. Przynajmniej nam. I dlatego, na pewno zjawimy się tutaj jeszcze nie raz. Z tym postanowieniem kończymy sobotni wieczór.


    18.09.2011 - Przed Schroniskiem na Hali Lipowskiej - (fot. Janusz Foszcz)

    W niedzielę, budzimy się po szóstej. Umieszczone na północnej ścianie okna nie pozwalają dokładnie określić stopnia "nasłonecznienia". Widać za to, że wiatr wieje solidnie. Zwiadowcy wysłani "na zewnątrz", przynoszą wieści o wspaniałej porannej światłości. Toaleta poranna i schodzimy na mszę. Dzięki pani Marii - kierowniczce schroniska uczestniczy w niej oprócz nas kilkanaście osób. Oprawa też wyjątkowa za sprawą Karola i Tomka (co za głosy). Dzięki temu (w uznaniu zasług liturgicznych) zaraz po niej błyskawicznie dostajemy wrzątek i zamówione podwójne (zazwyczaj) jajecznice na boczku. Przed dziewiątą, żegnani przez sympatyczną panią Marię opuszczamy Halę Lipowską. Wiatr nadal wieje, ale jest ciepło. Mijamy schronisko na Rysiance i Głównym Szlakiem Beskidzkim udajemy się na Trzy Kopce. Stamtąd (wraz z niebieskim szlakiem słowackim) kierujemy się w stronę Palenicy. Kilkuminutowy postój na wierzchołku i ruszamy dalej. Za moment przechodzimy przez widokową Polanę Cudzichową. Mijamy Munczolik i żegnamy szlak czerwony, podchodząc stromo słowackim szlakiem na północny, graniczny wierzchołek Pilska, zwany też Górą Pięciu Kopców. Wkrótce pojawiają się górne stacje wyciągów narciarskich z Hali Miziowej. Dołącza też idący z Hali szlak czarny. Jeszcze trochę wysiłku i jesteśmy na granicznym szczycie. W panoramie dominuje oczywiście Babia Góra, Tatry niestety ledwie majaczą. Gdzieś w tym samym momencie na szczycie Diablaka melduje się Andrzej przesyłając nam sms-owe pozdrowienia. Nie możemy go jednak dostrzec ;-) Wiatr dmucha ze zmienną siłą, niebo błękitne, a wokół zieleń kosodrzewiny. I w takiej scenerii, pod nisko opuszczonymi kijkami trekkingowymi przechodzą po oddziałowe legitymacje... Kasia i Tomek ;-)


    18.09.2011 - Marek... oraz... "Kasia i Tomek" na szczycie Pilska - (fot. Karol Jędrzejek)

    Kilkanaście sekund później idą już zgodnie z tradycją z podniesionym czołem (dzierżąc dumnie w rękach zielone książeczki ze złotym logo) wzdłuż kijkowego szpaleru. Wznosimy toast łącką gruszkowicą i przemieszczamy się wszyscy na główny wierzchołek Pilska. Rodzinna fotografia pod krzyżem na szczycie jest zwieńczeniem wyjazdu. W grupkach schodzimy do schroniska (a właściwie to hotelu) na Miziowej. Tutaj wystawiamy swoje ciała na działanie promieni słonecznych, oswajając się coraz bardziej z myślą, że to już ostatni taki moment tego lata. Co chwila opóźniamy moment zejścia. Wiemy, że te dodatkowo "wyrwane" minuty nadrobimy schodząc. Po czternastej meldujemy się w Korbielowie. Chwilkę czekamy na naszego busa i obieramy azymut na Gród Leliwitów. W ten sposób kończymy turystyczne lato. Przed nami jesień. Mamy nadzieję, że w tym roku będzie to model "złotopolski".

    Janusz Foszcz


    18.09.2011 - Na szczycie Pilska - (fot. Janusz Foszcz)

  • 10.09.2011 Wycieczka na Tarnicę w Bieszczadach

    O wyjeździe w Bieszczady myśleliśmy i marzyliśmy od dawna. Ci, którzy już je poznali, opowiadali o dzikim jeszcze zakątku naszego kraju przy granicy z Ukrainą, który zachwyca wspaniałymi krajobrazami, rozległymi panoramami i różnorodnością żyjących tam zwierząt.
    10 września 2011 r. o godz. 5:00 wsiedliśmy do busa, aby po ponad trzygodzinnej podróży dotrzeć do miejscowości Wołosate, położonej na południowo – wschodnim krańcu Polski. To tutaj zaczyna się dla jednych, a kończy dla drugich znakowany na czerwono, mający długość ok. 520 km Główny Szlak Beskidzki im. Kazimierza Sosnowskiego. Naszym celem była Tarnica – najwyższy szczyt polskich Bieszczadów, sięgający 1346 m n.p.m. Zanim wyruszyliśmy w trasę, odwiedziliśmy miejscową stadninę koni huculskich, gdzie z zainteresowaniem słuchaliśmy naszego przewodnika opowiadającego o ciekawostkach związanych z tą rasą koni. Mogliśmy z bliska przyjrzeć się i sfotografować hucuły, co sprawiło nam dużą frajdę.


    10.09.2011 - Wycieczka SK PTT Nr 1 na Tarnicę w Bieszczadach - (fot. Beata Wideł)

    Zapowiadał się pochmurny, jednak bezdeszczowy dzień. Wyposażeni w odpowiedni ekwipunek, rozpoczęliśmy wędrówkę niebieskim szlakiem. Wkrótce naszym oczom ukazała się charakterystyczna sylwetka Tarnicy z widocznym krzyżem na szczycie. Słowo tarniţa oznacza po rumuńsku siodło. Początkowo określano tak przełęcz pod szczytem, a z upływem czasu całą górę. Bez pośpiechu pokonywaliśmy kolejne etapy trasy, odpoczywając w estetycznych deszczochronach Bieszczadzkiego Parku Narodowego i obserwując pierwsze zwiastuny nadchodzącej jesieni. Po około dwóch godzinach dotarliśmy na przełęcz, gdzie wybraliśmy żółty szlak, prowadzący na szczyt. Wokół nas rozpościerała się kolorystyczna mozaika, złożona z zieleni lasów, jasnobrązowych wysokich traw porastających połoniny i niebieskich gór na horyzoncie. Otaczało nas prawdziwe piękno Bieszczadów. Około godziny jedenastej wyszliśmy na Tarnicę – nasz piąty szczyt zaliczany do Korony Polskich Beskidów. Niebo było ciągle zachmurzone i wiał przenikliwie zimny wiatr, który zmusił nas do założenia cieplejszego ubrania. Pogratulowaliśmy sobie osiągniętego celu wyprawy i popijając gorącą herbatę, podziwialiśmy roztaczające się przed nami panoramy.


    10.09.2011 - Wycieczka SK PTT Nr 1 na Tarnicę w Bieszczadach - (fot. Beata Wideł)

    Byliśmy pod wrażeniem „morza gór”, prezentującego się w różnych odcieniach koloru niebieskiego. W tej scenerii nasza Koleżanka Agnieszka Pikusa otrzymała uroczyście legitymację członkowską PTT. Ostatnie minuty pobytu na Tarnicy przeznaczyliśmy na pamiątkowe zdjęcia pod krzyżem oraz wysyłanie historycznych smsów do rodziny i znajomych. Wróciliśmy na przełęcz i kontynuowaliśmy wędrówkę Głównym Szlakiem Beskidzkim do Ustrzyk Górnych, skąd wyruszyliśmy busem w powrotną podróż do Tarnowa.
    W pamięci zachowamy niezwykłe panoramy górskie, hucuły, tablicę ostrzegawczą: Zwolnij! NIEDŹWIEDZIE!oraz… kontrolę straży granicznej w drodze do Wołosatego. Chcielibyśmy tu jeszcze kiedyś powrócić…

    Beata Wideł


    10.09.2011 - Wycieczka SK PTT Nr 1 na Tarnicę w Bieszczadach - (fot. Beata Wideł)

  • 02-04.09.2011 Ze szkolenia Prezesa wspomnienia ;-)

    Większość z nas, uczestników szkolenia, musiała wziąć urlop na piątek, aby uczestniczyć w wielkiej niewiadomej, jaką było szkolenie znakarzy szlaków pieszych i rowerowych, zorganizowane w dniach 2-4 września 2011 r. przez Komisję ds. Szlaków przy ZG PTT oraz Oddział PTT w Tarnowie.
    Szkolenie składało się z dwóch części: teoretycznej i praktycznej. W przepięknym miejscu, nieopodal Bacówki poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Jamnej, jedenastu uczestników szkolenia, reprezentujących oddziały PTT z Bielska-Białej, Dęblina, Nowego Sącza, Ostrzeszowa i Tarnowa, wysłuchało niezwykle ciekawych wykładów, okraszonych pokazami multimedialnymi, prezentacją narzędzi, szablonów, przykładowych drogowskazów i tabliczek. Zapewne nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, jak dokładnie to wszystko wygląda od kuchni. Gdy doszły do tego opowieści z życia, czyli jak nie należy znakować, gdzie łatwo popełnić błąd, a także w jaki sposób poprawić fatalnie namalowany znak, wówczas już nikt nie miał wątpliwości, że bardzo pożytecznie spędzamy tu czas.


    02.09.2011 - Szkolenie Znakarzy Szlaków w Jamnej - (fot. Marcin Ścisłowicz)

    Drugi dzień szkolenia to zajęcia w terenie. Każdy z nas miał okazję doświadczyć typowej pracy znakarza, w którą obok wytyczania nowych, wchodzi przecież również i konserwacja istniejących już szlaków, luzowanie umieszczonych na drzewach tabliczek (wszak drzewo z roku na rok jest coraz większe), oczyszczanie terenu, aby znak był widoczny, czy w końcu poprawianie zniszczonych znaków. A wszystko to przebiegało w wyjątkowo sympatycznej atmosferze.


    03.09.2011 - Szkolenie Znakarzy Szlaków w Jamnej - (fot. Małgorzata Poręba)

    Pod wieczór odbył się zapowiadany egzamin, a choć łatwo nie było, wszyscy bez problemu go zaliczyli z wynikiem pozytywnym. Przewodniczący Komisji ds. Szlaków przy ZG PTT, Jerzy Piotr Krakowski, wręczył zaświadczenia o ukończeniu kursu i tym samym nasze Towarzystwo wzbogaciło się o kolejnych jedenastu znakarzy.
    Relacja ze szkolenia nie byłaby pełna, gdybym nie napisał o zorganizowanym wieczorem ognisku, przy którym siedzieliśmy do późnej nocy rozmawiając na tematy wszelakie, a także fakcie, że będące ze mną córeczki: Anielka i Zosia, dzięki uprzejmości naszych wykładowców, miały okazję namalować swój pierwszy biało-żółto-biały znak na szlaku.
    Jeśli w bliższej, bądź nieco dalszej przyszłości udałoby się zorganizować kolejny kurs znakarski, będę gorąco wszystkich zachęcał do udziału w nim – naprawdę warto!

    Szymon Baron


    03.09.2011 - Szkolenie Znakarzy Szlaków w Jamnej - (fot. Michał Osysko)

    * Tekst pochodzi z wrześniowego numeru biuletynu PTT "Co słychać?" i został opublikowany dzięki uprzejmości Prezesa ZG PTT Szymona Barona

  • "Dobre początki" - Wernisaż Wystawy Urszuli Gawron

    W piątek 9 września 2011 roku o godz. 17:30 w Nowym Sączu odbędzie się Wernisaż Wystawy pt. "Dobre początki" Autorką prezentowanych prac jest nasza koleżanka z O/PTT w Tarnowie Urszula Gawron

    Serdecznie Zapraszamy






  • Tarnowianie w Himalajach - Trekking wokół Annapurny

    W dniu 22 października 2010 roku, sześciu naszych oddziałowych kolegów wyjeżdża na wyprawę trekkingową w Himalaje Nepalu. Honorowy patronat nad tym przedsięwzięciem objął Prezydent Miasta Tarnowa Pan Ryszard Ścigała.
    Wyprawa potrwa do 14 listopada 2010 roku. Uczestnicy dotrą do Kathmandu (stolicy Nepalu) samolotem, przez Moskwę i New Delhi. Następnie udadzą się do miejscowości Besisahar, skąd wyruszą w góry. Po osiemnastu dniach marszu planują dotrzeć do Pokhary. Wybrana trasa należy do najdłuższych i najpiękniejszych tras trekkingowych w Nepalu. Wiedzie ona wokół Annapurny i pozwala poznać dolinę Marsyandi, dolinę Manangu a także Muktinath – święte miejsce pielgrzymek hindusów i buddystów. Wymaga bardzo dobrego przygotowania kondycyjnego oraz zdolności aklimatyzacyjnych, tym bardziej, że została ona jeszcze rozbudowana o podejście do jednego z najwyżej położonych jezior świata Tilicho Tal (ok. 5000 m n.p.m.) i dodatkowo przedłużona o odcinek Tatopani – Lumie (z wyjściem na słynące z panoramy wzgórze Poon Hill (3193 m n.pm.). Najwyższym miejscem do którego zamierzają dotrzeć uczestnicy jest przełęcz Thorung La (5416 m n.p.m.).
    Organizując wyprawę nasi koledzy chcieli czynnie włączyć się w obchody "Roku Miasta Tarnowa" i w ten sposób uczcić 680 rocznicę lokacji naszego Miasta.


  • 25.09.2010 Wycieczka na Turbacz w Gorcach

    Ich niepowtarzalne piękno opiewał w swoich dziełach Władysław Orkan – pisarz, poeta i dramaturg. Gorce, bo o nich mowa, były celem naszej jesiennej górskiej wycieczki.
    25 września 2010 r. pojechaliśmy do Łopusznej, góralskiej wioski nad Dunajcem, położonej 7 kilometrów na wschód od Nowego Targu. Ta mała urocza miejscowość jest ściśle związana z osobą ks. prof. Józefa Tischnera, wybitnego filozofa i humanisty. Widzieliśmy Dwór Tetmajerów – klasyczny dworek polski z modrzewiowego drewna oraz  zabytkowy kościółek. Około godziny ósmej rano wyruszyliśmy w góry, kierując się niebieskim szlakiem. Dzień zapowiadał się słonecznie i rzeczywiście taki był. Dzięki temu mogliśmy w pełni zachwycać się wielobarwną kolorystyką gorczańskich lasów. Wśród beskidzkich pasm, Gorce wyróżniają się interesującym układem orograficznym, przypominającym rozgwiazdę. Jej „głową” jest najwyższy szczyt Turbacz (1310 m n.p.m.), a „ramionami” promieniście rozchodzące się we wszystkich kierunkach grzbiety, poprzedzielane głębokimi dolinami. Ważnym punktem na naszej trasie była Kaplica Papieska na Rusnakowej Polanie. Ta niewielka, położona przy żółtym szlaku budowla powstała w 1979 r. jako dar dla Ojca Świętego, Jana Pawła II z okazji jego pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny.


    25.09.2010 - Wycieczka na Turbacz w Gorcach - (fot. Beata Wideł)

    Odpoczęliśmy chwilę, a następnie podążyliśmy w stronę Schroniska na Turbaczu, gdzie mieliśmy dłuższy postój, posiłek i niezły punkt obserwacyjny na widoczne jeszcze Tatry. Dobrze, że posiadaliśmy dostateczny zapas gorącej herbaty, gdyż ochłodziło się, a i cennik sprzedawanych w schronisku produktów trochę nas „zmroził”. Właściwy cel naszej wyprawy był jeszcze przed nami. Na najwyższy szczyt Gorców weszliśmy około godz. 11.25. Na Turbaczu zrobiliśmy sobie zdjęcia i odśpiewaliśmy naszej Koleżance Ani uroczyste „Sto lat”. W tym dniu skończyła właśnie 14 lat. Wróciliśmy czerwonym szlakiem do schroniska i podążyliśmy dalej w stronę Hali Długiej. Jest to jedna z najpiękniejszych polan Gorców. Niestety, Tatry były już zupełnie zamglone, zatem nie mogliśmy podziwiać ich pełnej okazałości – wystarczający powód, aby powrócić tu jeszcze raz. Znajdowaliśmy się już w obrębie Gorczańskiego Parku Narodowego, utworzonego w 1981 roku. Znowu słońce uśmiechnęło się do nas i towarzyszyło nam do samej Łopusznej, gdzie zeszliśmy czarnym szlakiem. Byliśmy już dosyć zmęczeni, gdy około godziny 16.00 zakończyliśmy górską wędrówkę. Odwiedziliśmy jeszcze grób ks. prof. Józefa Tischnera na miejscowym cmentarzu i udaliśmy się w powrotną podróż do Tarnowa. Podczas tej wycieczki byliśmy w wielu historycznych miejscach oraz zdobyliśmy Turbacz - nasz czwarty szczyt zaliczany do Korony Polskich Beskidów. Jeśli się uda, wrócimy tutaj na wiosnę, gdy gorczańskie polany pokryte są fioletowym kobiercem kwitnących krokusów.

    Beata Wideł


    25.09.2010 - Wycieczka na Turbacz w Gorcach - (fot. Beata Wideł)

  • 18-19.09.2010 Wrześniowe Tatry

    I w końcu się doczekaliśmy. Pierwszy (kilkunastoosobowy) wyjazd w Tatry doszedł do skutku. Cóż bowiem znaczy PTT bez swojego górskiego matecznika. Stwórca był łaskawy. Musiał docenić nasze wyrzeczenia. Przecież najpierw była sobotnia pobudka o barbarzyńskiej godzinie. Wszystko po to by już o piątej rano mknąć busem w jedynie słuszną stronę. A w busie jeszcze jakieś katary, bóle gardła ale i RADOŚĆ. Nowy Sącz, Krościenko, Bukowina i… wreszcie wysiadamy na Palenicy Białczańskiej.
    Od tej pory zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Wszyscy meldujemy się w "Piątce". Zimno, ale widoczność prawie doskonała. Szkoda czasu na siedzenie przy schronisku. Dzielimy się na grupy. Dzięki krótkofalówkom mamy ze sobą stały kontakt. Naszym pierwszym celem jest dotarcie do Szpiglasowej Przełęczy. Szerokość potoku płynącego od Czarnego Stawu świadczy o sporej ilości wody wytopionej z ostatnich (pierwszych tego lata) opadów śniegu. Powyżej Wielkiego Stawu przechodzimy przez kolejne śnieżne "łaty". Pod przełęczą śniegu sporo (część łańcuchów przykryta). Pokonujemy ostatnie przeszkody i w końcu możemy zobaczyć całą słynną "szpiglasową panoramę". Nie tracąc chwili wychodzimy na Szpiglasowy Wierch i delektując się widokami pozostajemy na nim przez godzinę. Kiedy ponownie stajemy na przełęczy jesteśmy już prawie wszyscy razem. Rodzinne zdjęcie i schodzimy szybko w dół. Mamy przecież wyjść jeszcze na Wrota Chałubińskiego. Na progu Dolinki za Mnichem odbijamy w stronę Stawków Staszica. W nich też sporo wody. Zalaną ścieżkę obchodzimy górą. Po chwili podchodzimy żlebem na Wrota. Znowu trochę zabaw śniegowych i stoimy na przełęczy. Silny wiatr przyspiesza decyzję o schodzeniu. Teraz przed nami droga do Morskiego Oka. Znowu się łączymy w całość. Kilka chwil przed schroniskiem i do pokonania już tylko ostatni asfaltowy "odcineczek".


    18.09.2010 - W Dolinie Pięciu Stawów Polskich - (fot. Janusz Foszcz)

    Z Palenicy docieramy na bukowiński Klin. Szybkie zakupy i do Gliczarowa. Obiadokolacja, prysznic i długie "Szarotkowe" rozmowy na tematy górskie i nizinne. Noc zdecydowanie za krótka, śniadanie, bus i Siwa Polana. Negocjujemy cenę rowerów dla grupy i ruszamy na Tour de Chochołowska. Część wybiera wariant kolejkowo – pieszy. Znowu dzielimy się na grupy. Tym razem koncepcji eksploracyjnych jest więcej. Część idzie na Grzesia i Rakoń, część na Jarząbcze Szałasiska i mszę w kaplicy na Polanie Chochołowskiej. Nasza siódemka tak jak planowaliśmy wcześniej idzie przez Chochołowską Wyżnią na Wołowiec. Widoki początkowo bardzo sympatyczne, na szczycie są już mocno ograniczone przez chmury. Ale w nagrodę spotykamy świstaki. No i na moment pokazują się Rohacze.
    Z Wołowca schodzimy granią przez Rakoń i Grzesia do schroniska w Chochołowskiej. Widoczność znowu się poprawia. Dochodzimy do bicyklów. Wybór i sprawdzenie sprzętu, zjazd na Siwą Polanę, a potem już tylko bus, ZN-y, anakonda i powrót do Tarnowa.

    Janusz Foszcz


    18.09.2010 - Na Szpiglasowej Przełęczy - (fot. Michał Skaza)

  • 08.09.2010 Delegaci na VIII Walny Zjazd PTT

    W związku ze zbliżającym się VIII Walnym Zjazdem Delegatów PTT, w dniu 8 września 2010 r. odbyło się w siedzibie naszego Oddziału PTT przy ul. Piłsudskiego 9 Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Członków O/PTT na którym wybraliśmy delegatów reprezentujących nasz Oddział na VIII Walnym Zjeździe PTT. W Zgromadzeniu uczestniczyło 25 członków z 62 uprawnionych do głosowania. Spotkanie odbyło się w drugim terminie o godz. 18.15.



    W wyniku głosowania wybrano delegatów w następującym składzie:

    1. Wiesław Izworski
    2. Bernadeta Kwaśna
    3. Kamil Nowak
    4. Kazimierz Remian
    5. Marek Trojan
    6. Beata Wiśniewska
    7. Marcin Wiśniewski
    8. Jerzy Zieliński

    Zastępcami delegatów zostały wybrane Halina Furtek oraz Karolina Dumańska.

    W spotkaniu w charakterze obserwatorów z ramienia ZG PTT uczestniczyli: Wiceprezes ZG PTT Szymon Baron (O/Bielsko-Biała) oraz Sekretarz ZG PTT Nikodem Frodyma (O/Kraków).


    08.09.2010 - Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie - (fot. Piotr Fido)

Współpraca

 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
 
 
 
 
 

RABATY DLA CZŁONKÓW

Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama