17-18.09.2011 Pożegnanie lata w Beskidzie Żywieckim
Trzeci weekend września. Ostatni tegorocznego lata. Porzucamy indywidualne (wakacyjne) projekty górskie i wracamy do wspólnego "oddziałowego" wędrowania po górskich szlakach. Na początek wybieramy Beskid Żywiecki. Prognozy są znakomite, jak gdyby pogoda miała nam zrekompensować "nawodniony" lipiec. Kilka minut po szóstej rano wsiadamy do busa na naszym "głównym" placu załadunkowym obok hotelu "Tarnovia". W środku pojazdu są już przedstawiciele Podkarpacia oraz "K – trójka" czyli: Kasia, Kiler i Karol. Kolejne przystanki, kolejni uczestnicy i od Brzeska jedziemy już w komplecie. Podróż przebiega bez przygód. Krótka przerwa na stacji benzynowej w Suchej Beskidzkiej i jesteśmy w Żywcu. W tym miejscu przypominamy sobie kwietniowe kłopoty z ogumieniem i związaną z nimi przerwę w "Maximie". Teraz jednak sprawnie przejeżdżamy przez miasto by po chwili znaleźć się w Węgierskiej Górce. Mijamy Fort "Wędrowiec" – ciężki betonowy schron polski z czasów II Wojny Światowej. Jeszcze pięć minut i podróż dobiega końca. Wysiadamy na przystanku koło drewnianej dzwonniczki loretańskiej w Żabnicy. Słońce świeci już mocno. Do plecaków wędrują więc polary i bluzy a spodnie zmieniają swoją długość. Ostatnie zakupy w sklepie spożywczym "Przy Kaplicy" i rozpoczynamy marsz niebieskim szlakiem w stronę Hali Boraczej. Po półgodzinie spotykamy pierwsze grupy uczniów szkół podstawowych i gimnazjów zbierające do plastikowych worków leżące przy szlaku śmieci. To działania w ramach akcji "Sprzątanie świata". Kolejne metry podejścia zupełnie czystą ścieżką i kolejne grupy młodzieży. Towarzyszą nam one aż do wierzchołka Prusowa (potem okaże się, że w sprzątaniu w tym rejonie wzięło udział ponad tysiąc uczestników). W ten sposób docieramy do schroniska na Hali Boraczej. Uzupełniamy brakujące kalorie, odpędzamy stada natrętnych os i wygrzewamy się w słońcu. Po przerwie wędrujemy chwilkę szlakiem zielonym, a później rozpoczynamy podejście szlakiem czarnym na Halę Redykalną.
17.09.2011 - Na Hali Boraczej - (fot. Artur Marć)
Od tej pory przemieszczamy się już szlakiem żółtym. Mijamy widokowe polany podziwiając panoramy. Przed piętnastą dochodzimy do schroniska na Hali Lipowskiej. Tutaj mamy nocować. Jest na to jednak zdecydowanie za wcześnie. W dodatku marnowanie takiej pogody byłoby przestępstwem. Zostawiamy więc w schronisku plecaki oraz towarzyszące nam panie i w męskim gronie ruszamy na rekonesans. Naszym celem jest szczyt Romanki. Po dziesięciu minutach stajemy przy schronisku na Rysiance. Potem idziemy Halą Pawlusią podziwiając widoki. W panoramie dominuje masyw Pilska oraz wystająca zza niego Babia Góra. Opuszczamy jednak żółty szlak i trawersujemy stok Romanki z prawej (wschodniej) strony. Szeroka droga stokowa staje się po chwili wąską ścieżką, która coraz bardziej stromo wznosi się ku górze. To pozwala na szybkie zdobywanie wysokości. Wakacyjne wyjazdy zrobiły swoje więc w doskonałej kondycji wychodzimy na grzbiet, gdzie znowu spotykamy biało-żółto-białe znaki. Skręcamy w prawo i po kilkunastu minutach stajemy na zalesionym wierzchołku. Pamiątkowa fotka i schodzimy. Przed osiemnastą wracamy do "bazy". Teraz będziemy mogli wreszcie przyglądnąć się bliżej naszemu miejscu noclegowemu. Bo przecież to był jeden z głównych celów wyjazdu. Schronisko na Lipowskiej w sierpniu tego roku zostało bowiem laureatem II rankingu schronisk organizowanego przez redakcję magazynu "NPM". Wybór redaktorów postanowiliśmy zatem sprawdzić organoleptycznie lub mówiąc inaczej na "własnej skórze". Już na początku uderzyła nas lśniąca czystość części noclegowej. Nie inaczej było z prysznicami. Czysto i dostęp do ciepłej wody przez cały czas. Bez przeszkód mogliśmy spłukać z siebie efekty kilkugodzinnego marszu. Chętni turyści mogą nawet skorzystać z sauny. Toalety również bez zastrzeżeń. Po kąpieli przyszedł czas na wizytę w schroniskowej jadalni i zapoznanie się z ofertą kulinarną. Wybór dań spory, potrawy smaczne, a ich ceny rozsądne. Lane piwo "Brackie" pyszne. Obsługa miła. O atmosferę w czasie wyjazdów zwykle dbamy sami, ale w tym miejscu czuć "górski klimat", sprzyjający wieczornym rozmowom. Jedynym minusem (ale na to nie ma niestety rady) są ograniczone widoki sprzed schroniska. To jednak nie może popsuć całości. Przynajmniej nam. I dlatego, na pewno zjawimy się tutaj jeszcze nie raz. Z tym postanowieniem kończymy sobotni wieczór.
18.09.2011 - Przed Schroniskiem na Hali Lipowskiej - (fot. Janusz Foszcz)
W niedzielę, budzimy się po szóstej. Umieszczone na północnej ścianie okna nie pozwalają dokładnie określić stopnia "nasłonecznienia". Widać za to, że wiatr wieje solidnie. Zwiadowcy wysłani "na zewnątrz", przynoszą wieści o wspaniałej porannej światłości. Toaleta poranna i schodzimy na mszę. Dzięki pani Marii - kierowniczce schroniska uczestniczy w niej oprócz nas kilkanaście osób. Oprawa też wyjątkowa za sprawą Karola i Tomka (co za głosy). Dzięki temu (w uznaniu zasług liturgicznych) zaraz po niej błyskawicznie dostajemy wrzątek i zamówione podwójne (zazwyczaj) jajecznice na boczku. Przed dziewiątą, żegnani przez sympatyczną panią Marię opuszczamy Halę Lipowską. Wiatr nadal wieje, ale jest ciepło. Mijamy schronisko na Rysiance i Głównym Szlakiem Beskidzkim udajemy się na Trzy Kopce. Stamtąd (wraz z niebieskim szlakiem słowackim) kierujemy się w stronę Palenicy. Kilkuminutowy postój na wierzchołku i ruszamy dalej. Za moment przechodzimy przez widokową Polanę Cudzichową. Mijamy Munczolik i żegnamy szlak czerwony, podchodząc stromo słowackim szlakiem na północny, graniczny wierzchołek Pilska, zwany też Górą Pięciu Kopców. Wkrótce pojawiają się górne stacje wyciągów narciarskich z Hali Miziowej. Dołącza też idący z Hali szlak czarny. Jeszcze trochę wysiłku i jesteśmy na granicznym szczycie. W panoramie dominuje oczywiście Babia Góra, Tatry niestety ledwie majaczą. Gdzieś w tym samym momencie na szczycie Diablaka melduje się Andrzej przesyłając nam sms-owe pozdrowienia. Nie możemy go jednak dostrzec ;-) Wiatr dmucha ze zmienną siłą, niebo błękitne, a wokół zieleń kosodrzewiny. I w takiej scenerii, pod nisko opuszczonymi kijkami trekkingowymi przechodzą po oddziałowe legitymacje... Kasia i Tomek ;-)
18.09.2011 - Marek... oraz... "Kasia i Tomek" na szczycie Pilska - (fot. Karol Jędrzejek)
Kilkanaście sekund później idą już zgodnie z tradycją z podniesionym czołem (dzierżąc dumnie w rękach zielone książeczki ze złotym logo) wzdłuż kijkowego szpaleru. Wznosimy toast łącką gruszkowicą i przemieszczamy się wszyscy na główny wierzchołek Pilska. Rodzinna fotografia pod krzyżem na szczycie jest zwieńczeniem wyjazdu. W grupkach schodzimy do schroniska (a właściwie to hotelu) na Miziowej. Tutaj wystawiamy swoje ciała na działanie promieni słonecznych, oswajając się coraz bardziej z myślą, że to już ostatni taki moment tego lata. Co chwila opóźniamy moment zejścia. Wiemy, że te dodatkowo "wyrwane" minuty nadrobimy schodząc. Po czternastej meldujemy się w Korbielowie. Chwilkę czekamy na naszego busa i obieramy azymut na Gród Leliwitów. W ten sposób kończymy turystyczne lato. Przed nami jesień. Mamy nadzieję, że w tym roku będzie to model "złotopolski".
Janusz Foszcz
18.09.2011 - Na szczycie Pilska - (fot. Janusz Foszcz)