18-19.09.2010 Wrześniowe Tatry

I w końcu się doczekaliśmy. Pierwszy (kilkunastoosobowy) wyjazd w Tatry doszedł do skutku. Cóż bowiem znaczy PTT bez swojego górskiego matecznika. Stwórca był łaskawy. Musiał docenić nasze wyrzeczenia. Przecież najpierw była sobotnia pobudka o barbarzyńskiej godzinie. Wszystko po to by już o piątej rano mknąć busem w jedynie słuszną stronę. A w busie jeszcze jakieś katary, bóle gardła ale i RADOŚĆ. Nowy Sącz, Krościenko, Bukowina i… wreszcie wysiadamy na Palenicy Białczańskiej.
Od tej pory zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Wszyscy meldujemy się w "Piątce". Zimno, ale widoczność prawie doskonała. Szkoda czasu na siedzenie przy schronisku. Dzielimy się na grupy. Dzięki krótkofalówkom mamy ze sobą stały kontakt. Naszym pierwszym celem jest dotarcie do Szpiglasowej Przełęczy. Szerokość potoku płynącego od Czarnego Stawu świadczy o sporej ilości wody wytopionej z ostatnich (pierwszych tego lata) opadów śniegu. Powyżej Wielkiego Stawu przechodzimy przez kolejne śnieżne "łaty". Pod przełęczą śniegu sporo (część łańcuchów przykryta). Pokonujemy ostatnie przeszkody i w końcu możemy zobaczyć całą słynną "szpiglasową panoramę". Nie tracąc chwili wychodzimy na Szpiglasowy Wierch i delektując się widokami pozostajemy na nim przez godzinę. Kiedy ponownie stajemy na przełęczy jesteśmy już prawie wszyscy razem. Rodzinne zdjęcie i schodzimy szybko w dół. Mamy przecież wyjść jeszcze na Wrota Chałubińskiego. Na progu Dolinki za Mnichem odbijamy w stronę Stawków Staszica. W nich też sporo wody. Zalaną ścieżkę obchodzimy górą. Po chwili podchodzimy żlebem na Wrota. Znowu trochę zabaw śniegowych i stoimy na przełęczy. Silny wiatr przyspiesza decyzję o schodzeniu. Teraz przed nami droga do Morskiego Oka. Znowu się łączymy w całość. Kilka chwil przed schroniskiem i do pokonania już tylko ostatni asfaltowy "odcineczek".


18.09.2010 - W Dolinie Pięciu Stawów Polskich - (fot. Janusz Foszcz)

Z Palenicy docieramy na bukowiński Klin. Szybkie zakupy i do Gliczarowa. Obiadokolacja, prysznic i długie "Szarotkowe" rozmowy na tematy górskie i nizinne. Noc zdecydowanie za krótka, śniadanie, bus i Siwa Polana. Negocjujemy cenę rowerów dla grupy i ruszamy na Tour de Chochołowska. Część wybiera wariant kolejkowo – pieszy. Znowu dzielimy się na grupy. Tym razem koncepcji eksploracyjnych jest więcej. Część idzie na Grzesia i Rakoń, część na Jarząbcze Szałasiska i mszę w kaplicy na Polanie Chochołowskiej. Nasza siódemka tak jak planowaliśmy wcześniej idzie przez Chochołowską Wyżnią na Wołowiec. Widoki początkowo bardzo sympatyczne, na szczycie są już mocno ograniczone przez chmury. Ale w nagrodę spotykamy świstaki. No i na moment pokazują się Rohacze.
Z Wołowca schodzimy granią przez Rakoń i Grzesia do schroniska w Chochołowskiej. Widoczność znowu się poprawia. Dochodzimy do bicyklów. Wybór i sprawdzenie sprzętu, zjazd na Siwą Polanę, a potem już tylko bus, ZN-y, anakonda i powrót do Tarnowa.

Janusz Foszcz


18.09.2010 - Na Szpiglasowej Przełęczy - (fot. Michał Skaza)

Współpraca

 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
 
 
 
 
 

RABATY DLA CZŁONKÓW

Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama
 
Reklama